Trzynasta i czternasta emerytura albo program budowy stu obwodnic. To tylko niektóre obietnice wyborcze Prawa i Sprawiedliwości, które mają zostać przyjęte w ciągu pierwszych stu dni rządów. - Po tych obietnicach z ostatnich dwóch-trzech tygodni moim zdaniem nie ma szans na budżet bez deficytu - powiedział w programie "Biznes dla Ludzi" w TVN24 BiS Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach". Grzegorz Cydejko, publicysta ekonomiczny, przyznał że obietnice wyborcze PiS dzieli według kilku kategorii, między innymi na poważne i śmieszne.
- Dotrzymywanie słowa, w tym czteroleciu, które jest przed nami, może być trudniejsze niż w tym, które jest za nami - powiedział w niedzielę podczas wieczoru wyborczego prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
"Nie ma szans na budżet bez deficytu"
Maciej Samcik, dziennikarz ekonomiczny skomentował, że "prezes Kaczyński, z jednej strony, to dobrze, że tak wierzy w to, że uda się jego partii utrzymać stabilność budżetu państwa, a z drugiej strony ma świadomość, że będzie to dużo trudniejsze".
Samcik nie wierzy w budżet bez deficytu. - Po tych obietnicach z ostatnich dwóch-trzech tygodni moim zdaniem nie ma szans na budżet bez deficytu, co nie będzie jakąś katastrofą, bo przez wiele lat z rzędu żyliśmy (z deficytem - przyp. red.) 30-40 miliardów złotych - powiedział. - Oczywiście, to jest fajne mieć budżet bez deficytu, ale nie z takim socjałem - dodał Samcik.
Grzegorz Cydejko przyznał, że obietnice wyborcze PiS dzieli według kilku kategorii. - Jedna z nich jest taka, czy są one poważne, czy śmieszne. Inna jest taka, czy są wykonywalne, czy niewykonalne - tłumaczył. - Do takich jakby śmiesznych i niewykonalnych zaliczałbym obietnicę stu obwodnic. To jest dla tej władzy praktycznie niemożliwe (...) a już na pewno nie w 100 dni - powiedział publicysta ekonomiczny.
Czternasta emerytura
Jedną z ustaw, która ma zostać przyjęta w ciągu pierwszych stu dni rządu, zakłada wprowadzenie trzynastej i czternastej emerytury.
- Nie jestem w stanie pojąć, jak to jest zrobione, że nie można po prostu podwyższyć ludziom emerytur, tylko trzeba dokładać jakieś trzynastki, czternastki. To pewnie chodzi o kwestię percepcyjną, natomiast od strony czysto technicznej, to dużo łatwiej byłoby zrobić podwyżkę, większą waloryzację - uważa Maciej Samcik.
Jego zdaniem to obietnica "z gatunku tych, z których PiS się nie wycofa". - To jest dodatkowo 20 miliardów złotych rocznie, ale wydaje mi się, że w tej czterolatce emeryci i renciści to będzie dla PiS-u dość kluczowa grupa - zauważył.
W ocenie Cydejki PiS "chce pozbawić ludzi świadomości, że istnieje związek między świadczeniem emerytalnym a składkami, które płacą ludzie". - Chce im rozbudzić świadomość, że ich los emerytalny zależy od władzy, a ponieważ władza akurat ludzi skupionych wokół Jarosława Kaczyńskiego jest dobrotliwa, to będzie im podnosić emerytury - podkreślił publicysta ekonomiczny.
Składki na ZUS
- Zerwanie więzi między tym, co płacę a tym, co w przyszłości dostanę też się pokazuje w planie, żeby zlikwidować 30-krotność, czyli jeśli ktoś zarobi więcej niż 30 razy średnią krajową w ciągu roku, to dzisiaj przestaje płacić składki na ZUS, żeby potem ten ZUS nie musiał mu wypłacać wielkich emerytur. Teraz będzie płacił składki na ZUS - powiedział Maciej Samcik.
Gość programu "Biznes dla Ludzi" w TVN24 BiS ocenił, że po wejściu w życie zmian część dobrze zarabiających pracowników zmieni formę zatrudnienia, "to przestanie być etat".
- Z całą pewnością PiS osiągnie w ten sposób jeden efekt - nie przyjadą do nas z powrotem, ci wysoko wykwalifikowani pracownicy, którzy dzisiaj pracują w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych, we Francji, Włoszech - wskazał Samcik. - To nie o to chodziło, ale chodziło o to, żeby pięć miliardów wpłynęło do budżetu państwa. To nie są małe pieniądze w zaistniałej sytuacji - podkreślił.
Płaca minimalna
Kolejna obietnica dotyczy płacy minimalnej. Podczas konwencji w Lublinie (7 września) Jarosław Kaczyński zapowiedział, że płaca minimalna w 2023 roku wzrośnie do 4 tysięcy złotych.
- Płacę minimalną podnosi się łatwo, ponieważ to inni za to płacą. Zapłacą za to przedsiębiorcy - komentował Grzegorz Cydejko.
Samcik nie wierzy, że ta obietnica zostanie spełniona. - Bo to jest wprost uzależnione od tego, jak będzie się miała polska gospodarka. Jeśli po drodze stanie się coś złego podczas tych czterech lat, rząd będzie miał dość łatwą wymówkę (...), a z drugiej strony, tak naprawdę myślę, że rząd będzie bardzo uważnie patrzył, co się stanie w przyszłym roku - podkreślił.
Pensja minimalna od stycznia 2020 roku będzie wynosić 2600 złotych brutto. - Przyszły rok będzie kluczowy, bo on odpowie na pytanie, jakie to przynosi skutki dla gospodarki - powiedział Samcik. - W zależności od tego, który scenariusz zacznie się sprawdzać, to zdejmą tę obietnicę albo przesuną na następne cztery lata, albo będą próbowali to robić - wskazał.
Autor: mb / Źródło: TVN24 BiS