Kto nie segreguje śmieci i wrzuca wszystko do jednego worka, będzie płacił cztery razy więcej niż ten, kto je segreguje - pisze poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza". Taki pomysł na zmobilizowanie Polaków do sortowania odpadów ma resort środowiska.
"We wrześniu przedstawimy projekt nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, w którym wpiszemy na sztywno różnicę, jaka ma dzielić stawkę opłat za śmieci segregowane i zmieszane. Będzie to czterokrotność. Jeśli rada gminy ustali, że sortujący śmieci mają płacić 15 zł, to ci, którzy tego nie zrobią, będą musieli płacić 60 zł" - mówi cytowany przez "Gazetę Wyborczą" Aleksander Brzózka, rzecznik Ministerstwa Środowiska.
Widmo sankcji
"Dziś stawki za odbiór odpadów samorządy wyznaczają na dowolnym poziomie. Często finansowa zachęta do segregacji śmieci nie działa - mieszkańcom nie chce się wrzucać plastiku czy szkła do osobnych worków, jeśli mają w perspektywie oszczędność 5 zł miesięcznie. Tymczasem nad Polską wisi groźba wielomilionowych unijnych sankcji za to, że nie odzyskujemy wystarczająco dużo surowców z odpadów" - pisze "GW".
Jak zauważa dziennik, w 2020 r. powinniśmy osiągnąć 50-procentowy poziom recyklingu, a ostatnie oficjalne dane (z 2016 r.) wskazują, że odzyskujemy połowę tego, co powinniśmy: 25,2 proc.
Śmieciowa rewolucja
Ze względu na realia, m. in. związanie gmin umowami na wywóz odpadów, prawo przewiduje okres przejściowy, zanim nowe zasady zaczną funkcjonować w pełni. Gminy mają czas do połowy 2022 r. na wymianę pojemników na te we właściwych, czterech kolorach.
Natomiast stare zasady segregacji będą obowiązywać do końca obowiązujących umów z firmami odbierającymi śmieci, ale nie dłużej niż do 30 czerwca 2021 r.
Autor: tol//dap / Źródło: PAP, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock