Nowojorska giełda ma za sobą pięć lat nieprzerwanej hossy. Coraz więcej osób mówi o bańce, drogich akcjach i nieuchronnym krachu. Obraz może być tym bardziej niepokojący, gdy spojrzymy na stopy zwrotu z poprzednich okresów hossy.
Charles Prince, były prezes Citigroup powiedział w 2007 roku: tańcz, jak długo gra muzyka. Z kolei Barry Sternlicht, właściciel sieci hotelowej Starwood (nota bene syn Żyda polskiego pochodzenia) dodał, że jeśli orkiestra przestanie grać, lepiej mieć przy sobie krzesło. Tak obrazowo odnosili się do hossy i jej potencjalnego końca na rynku akcji. Nowojorska giełda ma za sobą pięć lat nieprzerwanej hossy.
Blisko 200-procentowy wzrost
Rynek byka rozpoczął się 6 marca 2009 roku, kiedy S&P 500 zszedł podczas sesji do poziomu 666 pkt. Od tego momentu aż do dzisiaj S&P 500 wzrósł o 180 proc. Coraz więcej osób mówi o bańce, o drogich akcjach i nieuchronnym końcu hossy. Obraz może być niepokojący, zwłaszcza gdy spojrzymy na stopy zwrotu z poprzednich okresów hossy. Od końca 1996 roku do września 2000 roku S&P 500 wzrósł o 116 proc. Kolejna hossa między październikiem 2002 roku a październikiem 2007 roku to dla S&P 500 wzrost o 121 proc. Poniższy wykres pokazuje, jak dynamicznie w ostatnich latach rośnie amerykański rynek akcji.
Obecnie amerykańskie spółki kończą sezon wyników finansowych publikując swoje dokonania za ostatni kwartał. Okazuje się, że 71 proc. spółek z S&P 500 pokazało zysk netto lepszy od oczekiwań analityków. Na poziomie przychodów aż 62 proc. firm przebiło prognozy (dane zebrane przez firmę Factset).
Wspaniałe 15,3
Oczekiwania analityków to jedno, ale jak drożejące akcje mają się do zysków spółek? Jednym z kryteriów przy ocenie wartości akcji jest popularny w świecie inwestycji wskaźnik Cena/Zysk (Price/Earnings). Krótko mówiąc, jest to zestawienie bieżącej ceny akcji do zysku netto na jedną akcję. Im wskaźnik ma wyższą wartość, tym akcje są droższe. Optymalny książkowy poziom to dziesięć. Jak wskaźnik jest powyżej tego poziomu, akcje mają znamiona przewartościowania, poniżej - akcje uważane są za atrakcyjne (teoretycznie). Na ten rok wskaźnik C/Z dla spółek z S&P 500 oscyluje w granicach 15,3. Jest to poziom powyżej średniej z prawie 40 lat. Oczekiwania rynku są duże, bo w roku 2013 wskaźnik był na poziomie 12,7, czyli jeszcze dość nisko. Rok do roku wzrost oczekiwań inwestorów był największy od 2009 roku.
Wyceny są też wyższe w stosunku do ostatniego szczytu hossy zakończonej w 2007 roku (wtedy wskaźnik C/Z był na poziomie 15). Do poziomów z okresu bański internetowej z przełomu 2000/2001 jeszcze daleka droga, ale pamiętać trzeba, że wtedy wyceny były oderwane od fundamentów, a inwestorzy dzięki "świetnie rokującym" akcjom spółek technologicznych kupowali sobie marzenia. Był to jeden z dwóch okresów od 1976 roku kiedy wskaźnik cena/zysk był powyżej 17 (drugi okres to cztery miesiące między 2003 a 2004 rokiem).
Dziś wyceny na Wall Street są wymagające, ale nie zapominajmy, że odbicie w gospodarce Stanów Zjednoczonych jest coraz bardziej wyraźne, więc może mieć to pozytywny wpływ na wyniki amerykańskich spółek w najbliższych kwartałach.
Będzie jak ze złotem?
Na koniec spojrzenie na strategie amerykańskich banków inwestycyjnych. To prognozy największej trójki dla S&P 500 na koniec tego roku:
Oczywiście, ostrożnie z prognozami, bo czym byłbym rynek bez zaskoczeń i przy całkowitej jednomyślności? Pamiętajmy o końcu 2012 roku i prognozach dalszych wzrostach cen złota w 2013 roku. Morgan Stanley mówił o 1830 dol. na koniec ub.r., a Commerzbank wskazywał na 1950 dol. za uncję. Wiemy, jak się to skończyło: 30-procentowym spadkiem cen kruszcu. Był najgorszy rok dla złota od 30 lat.
Autor: Mateusz Walczak / Źródło: TVN24 Biznes i Świat,
Źródło zdjęcia głównego: GNU 1.2