Dług przewoźników i firm transportowych od początku pandemii wzrósł o ponad jedną piątą, do prawie 1,2 miliarda złotych - wynika z danych Krajowego Rejestru Długów. Średnia zaległość wynosi 50,5 tysiąca złotych. Są to głównie nieuregulowane rachunki najmniejszych firm przewozowych.
Według Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, od początku pandemii, czyli od marca 2020 roku dług przewoźników i firm magazynowych (TSL) wzrósł z 978,8 mln zł do 1,18 mld zł na koniec maja tego roku. Oznacza to wzrost o ponad 20 procent. Większość tej kwoty stanowią nieuregulowane rachunki najmniejszych firm przewozowych. Na zapłatę od nich czekają głównie banki oraz firmy leasingowe i faktoringowe. Prawie 15 proc. zadłużenia transportowcy mogliby spłacić, odzyskując własne należności od swoich kontrahentów.
Zgodnie z danymi KRD, poziom zadłużenia sektora TSL rósł stopniowo także w poprzednich latach - przed pandemią. Wyjątkiem był grudzień 2020 roku, gdy kwota wszystkich zaległości nieznacznie spadła do 1,11 mld zł. Od początku tego roku już sukcesywnie rośnie.
Rosnące zadłużenie
Jak zwrócił uwagę prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki, rosnące od lat zadłużenie branży można tłumaczyć koniecznością mierzenia się polskich przewoźników z dużą konkurencją na zachodzie oraz zmieniającymi się regulacjami dotyczącymi transportu towarów w poszczególnych krajach, które wymuszą inwestycje w nowoczesny sprzęt.
- To duży wydatek, który często wymaga finansowania z kredytu. W przypadku braku oszczędności i utraty 1-2 kluczowych klientów, firmy przewozowe zaczynają mieć kłopoty z regulowaniem tych zobowiązań, co przekłada się na rosnące zadłużenie – wyjaśnił. Dodał, że duża grupa przewoźników to niewielkie przedsiębiorstwa.
Łącki zaznaczył, że w czasie pandemii zadłużenie branży TSL nie wzrosło spektakularnie, głównie ze względu na dobrą kondycję sektora e-commerce, z którym przewoźnicy współpracują, i który przez ostatni rok zgłaszał zwiększone zapotrzebowanie na dostawy. - Nie bez znaczenia była też niezła kondycja polskiego przemysłu i firm budowlanych, które starały się funkcjonować niemal bez przestojów – dodał.
Liczba dłużników
Pomimo wzrostu w pandemii kwoty zadłużenia firm przewozowych, liczba dłużników jest obecnie niższa niż w maju ubiegłego roku. W pierwszej połowie 2020 roku obserwowano 7-proc. wzrost liczby dłużników. Najwięcej przedsiębiorców z branży TSL zalegających z płatnościami odnotowano w bazie KRD w czerwcu ubiegłego roku - 23 460 firm. Po nieznacznym spadku w kolejnych miesiącach pod koniec roku liczba ta zaczęła rosnąć. Aktualnie problem nieuregulowanych zobowiązań dotyczy 23 316 firm. Zwiększyła się natomiast średnia zaległość - z 44,7 tys. zł w 2020 roku do 50,5 tys. zł obecnie.
Liderami zadłużenia są firmy z Mazowsza, na których ciąży ponad 231 mln zł. Kolejne miejsca zajmują przedsiębiorstwa ze Śląska (137 mln zł) i Wielkopolski (131 mln zł). Natomiast najmniej długów mają firmy z województw: opolskiego (20,3 mln zł), podlaskiego (21,7 mln zł) i warmińsko-mazurskiego (27,8 mln zł). Wśród firm notowanych w KRD przeważają jednoosobowe działalności gospodarcze (77 proc. wszystkich dłużników). Każda z nich ma średnio do oddania kontrahentom ok. 50 tys. zł (6 proc. wartości łącznego zadłużenia branży TSL).
Na liście wierzycieli firm transportowych pierwsze miejsce zajmują banki (295,3 mln zł), a następne: firmy zarządzające wierzytelnościami (233,8 mln zł) i leasingowe (189 mln zł, branża paliwowa (91,7 mln zł), ubezpieczyciele (80 mln zł) oraz firmy faktoringowe (51,7 mln zł).
Długie terminy płatności
Branża TSL musi odzyskać od swoich dłużników prawie 171 mln zł. Niemal 55 mln zł to wzajemne długi branży, czyli zobowiązania firm transportowych i magazynowych. 38,6 mln zł są jej winni przedsiębiorcy z sektora handlowego, a 22,5 mln zł – firmy przemysłowe.
Jednymi z głównych wstrzymujących zapłatę są agencje spedycyjne, które pośredniczą w umowach przewozu. Jak wyjaśnił Jakub Kostecki, prezes firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso, współpracującej z KRD, w pandemii firmy na nowo ułożyły hierarchię płatności – w pierwszej kolejności płaciły za kupiony towar, składki ZUS za pracowników oraz raty kredytu, wychodząc z założenia, że transport może poczekać.
- Przedsiębiorcy zapominają o tym, że w branży transportowej standardowy termin płatności to aż 60 dni, a gdy dochodzi do tego miesięczny poślizg w uregulowaniu faktury, robią się z tego aż 3 miesiące oczekiwania na zapłatę od momentu wykonania usługi – stwierdził. Dodał, że niezapłacone faktury i rachunki to zamrożone pieniądze dla firm i dla całej gospodarki.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock