- Żaden górnik dołowy nie będzie pozostawiony sam sobie. Plan naprawczy polskiego górnictwa ma służyć ratowaniu miejsc pracy, a nie ich likwidowaniu - powiedziała w niedzielę, przed wylotem do Paryża premier Ewa Kopacz. Zapewniła, że Wojciech Kowalczyk ma "wszelkie pełnomocnictwa do prowadzenia negocjacji i zaciągania zobowiązań".
Kopacz zapowiedziała, że jeszcze w niedzielę - po powrocie z Paryża, gdzie weźmie udział w demonstracja przeciwko terroryzmowi - spotka się zespołem ds. naprawy sytuacji w polskim górnictwie.
- Odbiorę od nich raport o przebiegu rozmów, tych, które toczyły się wczoraj i tych, które mam nadzieję będą toczyć się dzisiaj - podkreśliła szefowa rządu.
Górnictwo to węgiel
Zaznaczyła, że to Wojciech Kowalczyk, który jest w tej chwili na Śląsku, ma "wszelkie pełnomocnictwa do prowadzenia tych rozmów i do zaciągania zobowiązań". Wątpliwości co do tego zgłaszali w sobotę związkowcy. - Te rozmowy są bardzo ważne, tak samo jak plan naprawy polskiego górnictwa, które powinno się opierać na polskim węglu - powiedziała Kopacz. - Żaden górnik dołowy nie będzie pozostawiony sam sobie. Plan naprawczy ma służyć temu, aby stabilność zatrudnienia w polskim górnictwie nie trwała tylko i wyłącznie miesiąc czy dwa. Plan naprawczy ma służyć ratowaniu miejsc pracy a nie ich likwidowaniu - zaznaczyła.
Bez porozumienia
Prowadzone w sobotę w Katowicach rozmowy delegacji rządowej - z udziałem pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa Wojciecha Kowalczyka - z przedstawicielami górniczych związków zawodowych, poświęcone planowi naprawczemu dla Kompanii Węglowej (KW), zostały zerwane po niespełna dwóch godzinach. Przedstawiciele związków uznali, że reprezentanci rządu nie mieli pełnomocnictw do podpisania porozumienia w imieniu rządu.
Związkowcy nie zgadzają się na likwidację czterech kopalń należących do KW, co zapowiedział w środę rząd. W kopalniach przeznaczonych do likwidacji trwa protest. Po zerwaniu negocjacji strony ograniczyły się jedynie do krótkich oświadczeń. - Przyjechaliśmy do Katowic, na Śląsk, w dobrej wierze. Jesteśmy otwarci na dialog. Złożyliśmy deklarację, że wszelkie ustalenia, dojście do konsensusu, nowe rozwiązania będą przedstawione na najbliższej Radzie Ministrów - mówił Kowalczyk dziennikarzom. Ocenił, że "sytuacja jest krytyczna". - Chcemy rozmawiać i zostajemy na Śląsku - zaznaczył.
Szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Dominik Kolorz przekonywał, że rozmowy zostały zerwane z winy strony rządowej. - Nie możemy rozmawiać z delegacją rządową, która nie ma pełnomocnictw do podpisywania uzgodnień, które byłyby wdrażane w życie - oświadczył. - My również jesteśmy gotowi do rozmów o każdej porze dnia i nocy, ale z ludźmi z rządu, którzy jak z nami coś podpiszą, wchodzi to w życie - dodał związkowiec. Tymczasem Centrum Informacyjne Rządu w komunikacie wydanym po zerwaniu rozmów zapewniło, że strona rządowa "ma wszelkie pełnomocnictwa do prowadzenia rozmów", a "wszystkie wypracowane rozwiązania będą w trybie pilnym przedstawione Radzie Ministrów".
Czekają na poniedziałek
W tej sytuacji aktualna pozostaje zapowiedź akcji protestacyjno-strajkowej w regionie, która ma rozpocząć się w poniedziałek. Związkowcy na razie nie chcą zdradzać szczegółów. Zapowiadają jedynie eskalację protestu i nie wykluczają przyłączenia się do niego także zakładów z innych branż. Rząd zapowiedział w środę, że w ramach planu naprawczego KW zamierza zlikwidować kopalnie: Brzeszcze w miejscowości o tej nazwie, Bobrek-Centrum w Bytomiu, Sośnica-Makoszowy w Gliwicach i Zabrzu oraz Pokój w Rudzie Śląskiej. W zakładach tych protest - pod ziemią i na powierzchni - prowadzi według związkowców ok. 2 tys. pracowników. W sobotę, jeszcze przed spotkaniem ze związkowcami, na temat planu naprawczego KW delegacja rządowa rozmawiała w Katowicach z parlamentarzystami i samorządowcami z woj. śląskiego i małopolskiego, na terenie których leżą przeznaczone do likwidacji kopalnie. Prezydenci Gliwic, Bytomia, Rudy Śląskiej i Zabrza, na terenie których działają kopalnie wskazane przez rząd do likwidacji - choć naprawę KW uważają za konieczną - nie zgadzają się ze sposobem, w jaki ten proces chce przeprowadzić rząd.
Kolejne etapy
Po rozmowach z samorządowcami, Ministerstwo Gospodarki przekazało, że to pierwsze z cyklu spotkań, które są "etapem przygotowania planu wspierającego rozwój gospodarczy i powstanie nowych miejsc pracy na terenach, w których będą wygaszane kopalnie". Resort gospodarki podkreśla w komunikacie, że najważniejszym celem programu jest uniknięcie niekontrolowanej upadłości KW oraz ochrona jak największej ilości miejsc pracy. Rząd zapewnia, że w przypadku realizacji programu redukcja zatrudnienia dotknie maksymalnie ok. 3 tys. osób. W przeciwnym razie spółce grozi upadłość, w wyniku której pracę straci aż 49 tys. osób - ostrzega MG. Według przyjętego w środę przez rząd planu naprawczego dla KW możliwości dofinansowania tej spółki wyczerpały się i bez restrukturyzacji upadnie ona w ciągu miesiąca. Wśród rozwiązań wskazano likwidację czterech kopalń KW, przeniesienie 6 tys. osób do innych zakładów i osłony dla zwalnianych - kosztem ok. 2,3 mld zł. Plan naprawczy dla KW zakłada sprzedaż nowej zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej 9 z 14 kopalń Kompanii. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks (Piekary), a kolejne cztery mają być zlikwidowane przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń (SRK). Według zapowiedzi rządu, około 6 tys. pracowników dołowych z kopalń, które mają zostać przekazane do SRK, znajdzie zatrudnienie w innych kopalniach przekazanych do spółki celowej. Zgodnie z planem naprawczym ok. 2100 osób, którym do emerytury zostanie mniej niż cztery lata, będzie mogło przejść na urlopy górnicze. Plan zakłada też, że z pracy w likwidowanych kopalniach odejdzie za odprawami do 400 górników dołowych (odprawy w wysokości 24-miesięcznych pensji), do 1,1 tys. pracowników przeróbki (odprawy w wysokości 10-miesięcznych zarobków) oraz ok. 1,6 tys. pozostałych osób pracujących na powierzchni (odprawy w wysokości 3,6-krotności miesięcznego wynagrodzenia).
Autor: tol/mn / Źródło: TVN24 Biznes i Świat, PAP