Choć zadłużenie Japonii przekracza 200 proc. PKB, a Polski nieco ponad 50 proc., to Japonia jest prawie całkowicie zadłużona u swoich obywateli, a nie za granicą. W Polsce większość długu jest w rękach zagranicznych inwestorów. Musimy to zmienić - uważają eksperci.
- Kto pożycza, ten rządzi. Im bardziej jest kraj zadłużony, tym mniej ma swojej suwerenności. Widać to było po tym, co się działo w Grecji i w innych krajach - powiedziała prof. Elżbieta Mączyńska. Jak dodała, przykładem takiej niepełnej suwerenności był przełom lat 80. i 90. ubiegłego wieku. - Wtedy Polska nie miała specjalnie wyboru, który model ustrojowy wybrać. Musiała podporządkować się wskazówkom Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ponieważ od tego zależało, czy polskie długi zostaną umorzone, czy nie i w jakim stopniu. Byliśmy krajem na kolanach, bardzo zadłużonym. W związku z tym nie mieliśmy pełnej suwerenności w rozwiązaniu naszych spraw ustrojowych. Japonia jest dziś zadłużona u swoich obywateli - poprzez obligacje Skarbu Państwa, które nabywają Japończycy. Natomiast w polskim długu rzeczywiście jest duży udział zadłużenia zagranicznego - zaznaczyła Mączyńska.
Gospodarka traci
Dług publiczny Japonii przekracza dziś 230 proc. PKB i jest jednym z największych wśród krajów uprzemysłowionych. Polski sięga nieco ponad 50 proc. PKB. Właścicielem japońskiego długu są jednak w znacznej większości japońskie instytucje finansowe i sami Japończycy, dzięki czemu mimo ogromnego zadłużenia kraj nie jest uzależniony od zagranicznych inwestorów i jest mniej narażony na zawirowania gospodarcze. Takich zawirowań doświadczyła chociażby Grecja, której zadłużenie w stosunku do PKB jest mniejsze, niż Japonii. Polska w większości zadłużona jest u zagranicznych inwestorów. Problem dostrzega także ekspert Pracodawców RP Łukasz Kozłowski. Podkreśla, że zbyt duży udział kapitału zagranicznego w długu jest niekorzystny dla państwa, bo w sytuacji zawirowań gospodarczych jest zagrożeniem dla gospodarki.
- Inwestorzy zagraniczni to grupy kapitałowe, które w każdej chwili mogą się wycofać z inwestycji w obligacje, w przeciwieństwie do stabilnych, długoterminowych nabywców krajowych. Takie wycofanie się inwestorów zagranicznych prowadzi do wzrostu rentowności obligacji. W rezultacie cierpi na tym gospodarka, bo trzeba więcej płacić za obsługę tego długu - wyjaśnił.
Jak zmniejszyć dług?
Jak dodał, jeszcze przed wybuchem światowego kryzysu w 2008 r., udział inwestorów zagranicznych w polskim długu był dużo niższy - wynosił ponad 30 proc.
- Dziś jest to powyżej 50 proc. Zmiana tej struktury była wynikiem tego, że w okresie kryzysu, gdy Polska cierpiała na duży deficyt fiskalny, istniało wysokie zapotrzebowanie na dodatkowe finansowanie. Wśród nabywców krajowych popyt na obligacje był wtedy niedostateczny i trzeba było szukać kupców za granicą. Po drugie, stopniowo ograniczono też rolę Otwartych Funduszy Emerytalnych, a były one dużym nabywcą polskich obligacji skarbowych. Celem reformy oczywiście było obniżenie polskiego długu publicznego, jednak automatycznie zwiększył się udział w nim inwestorów zagranicznych - wyjaśnił.
Polska samodzielna
Kozłowski wskazuje, że w ostatnich miesiącach można jednak zaobserwować odwrócenie tego negatywnego trendu. - Jesteśmy mniej niż rok temu uzależnieni od inwestorów zagranicznych, jeśli chodzi o zadłużenie, jednak ten udział jest ciągle wyższy, niż 50 proc. Ten trend wynika z tego, że obecnie polskim bankom opłaca się kupować polskie obligacje skarbowe, gdyż są one zwolnione z podatku bankowego. Opłacalność takiej inwestycji jest relatywnie większa w stosunku do innych form inwestycji, jak np. kredyty. Dla sektora finansów publicznych to bardzo korzystna sytuacja - wyjaśnił. Przypomniał też, że w Programie Budowy Kapitału wicepremiera Mateusza Morawieckiego przedstawiono koncepcję obligacji infrastrukturalnych, które de facto będą formą finansowania potrzeb sektora publicznego, zastępując typowe obligacje skarbowe. - Te obligacje infrastrukturalne mają być zwolnione z podatku od dochodów kapitałowych, tzw. podatku Belki. To też jest szansa, żeby przekonać Polaków - którzy maja na rachunkach bankowych zgromadzone ok. 650 mld zł - do tej formy inwestowania. To też może poprawić strukturę polskiego zadłużenia - wzrostu udziału polskiego kapitału w długu publicznym - powiedział.
"Obligacje w euro to błąd"
Główny analityk Xelion Piotr Kuczyński podkreśla, że od lat trwa dyskusja o potrzebie zmiana struktury polskiego zadłużenia. - Wszyscy mówią, że trzeba zmienić strukturę zadłużenia, a jednak dalej emitujemy obligacje w euro. Uważam, że to jest błąd, że to wręcz skandaliczne. Udział inwestorów zagranicznych w polskim zadłużeniu wynosi ok. 50 proc. To jest bardzo niekorzystna sytuacja. W Japonii zadłużenie sięga 230 proc. PKB. Pomimo tego nie ma żadnych ataków spekulacyjnych. To dlatego, że 95 proc. posiadają Japończycy i tego problemu nie ma. W Polsce tak nie jest - powiedział PAP. Jak dodał, żeby to zmienić trzeba m.in. zwiększyć pulę obligacji detalicznych, czyli przeznaczonych dla ludności i znieść podatek Belki od kupna obligacji Skarbu Państwa. - Te ruchy zaczęłyby powoli przesuwać w stronę Polaków obciążenie długiem Polski - wyjaśnił. Problem dostrzegają rządzący. - Dzisiaj jesteśmy bardzo zadłużeni, głównie u zagranicznych wierzycieli. To jest niebezpieczne, bo jesteśmy w ósemce najbardziej zadłużonych krajów świata. Będziemy to odkręcać przez co najmniej 20-30 lat, a odkręcić możemy to tylko dzięki polskim przedsiębiorcom – przekonywał w czerwcu wicepremier Mateusz Morawiecki.
Oszczędzanie według Morawieckiego:
Autor: pmb//km / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock