Wszyscy możemy zyskać na implementacji dyrektywy UE o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym - ocenił prezes Stowarzyszenia Kreatywna Polska Jerzy Kornowicz. Internet jest sferą, w której się nabywa i jeżeli coś ma wartość, to należy to uregulować - podkreślił.
We wtorek w Centrum Prasowym PAP odbyła się konferencja prasowa pt. "Dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym - nie dajmy się zmanipulować". Konferencja dotyczyła projektu nowej unijnej dyrektywy o ochronie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Komisja prawna Parlamentu Europejskiego 20 czerwca przyjęła stanowisko w sprawie tej reformy, zaproponowanej przez Komisję Europejską.
Nowa dyrektywa ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Cel to m.in. walka z piractwem.
Kontrowersje
Sprawa wywołuje ogromne emocje. Przeciwnicy tych przepisów ostrzegają przed "cenzurą w internecie" i końcem wolności w sieci. Ich zwolennicy wskazują natomiast, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości cyfrowej. - Wszyscy możemy zyskać na implementacji dyrektywy unijnej o prawie autorskim. Jest oczywistą dla nas wszystkich wiedzą, że nabywając, czy korzystając z jakichś dóbr, mają one jakąś cenę. (...) Wydawcy często inwestują wielkie pieniądze w artykuły, ich trud służy nie tylko nam, którzy czytamy te artykuły - kopiowane, powielane na różnych portalach, ale służy tym portalom w gromadzeniu znacznych funduszy, którymi warto, żeby podzielili się z autorami tych treści - powiedział PAP Kornowicz. Jak mówił, "chodzi właśnie o to, aby pamiętać, że internet jest taką samą sferą, w której się nabywa i jeżeli coś ma jakąś wartość należy to jakoś uregulować". Wyjaśnił, że nie chodzi o to, żeby zwykli użytkownicy internetu za to płacili, ale "wielkie firmy, które żyją z tego, że my wchodzimy na ich stronę, często czytamy reklamy, które są tam odpłatnie zamieszczane i firmy te nie uczestniczą w podziale kosztów dóbr, które wszyscy razem w jakimś stopniu przez wysiłek podatników produkujemy". - Dla artystów, dla nas wszystkich reprezentujących prawa autorskie, prawa pokrewne, jest niezwykle ważne, żeby polscy i nie tylko polscy europosłowie zagłosowali za utrzymaniem mandatu (stanowiska komisji prawnej PE - red.) - zaznaczył mec. Marek Staszewski, pełnomocnik prawny Związku Producentów Audio-Video.
Nie będzie blokady
Podkreślił, że w dyrektywie "nie ma mowy o żadnej blokadzie internetu". Z kolei mec. Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy zwrócił uwagę, że z podobnego prawa korzystają już producenci muzyki, filmu, gier komputerowych. - Czy wolno 3-sekundowy fragment muzyki wykorzystać komercyjnie, bez umowy, bez zgody - nie wolno. A dlaczego w takim razie wolno, korzystać z artykułów prasowych w sposób dość nieograniczony? - pytał Wojtaś. Odnosząc się do zarzutów, że nowa dyrektywa będzie wprowadzała przepis o "zakazie linkowania" oraz że ograniczy wymianę plików powiedział, że w przepisach jest "wyraźnie powiedziane", że przepisy "nie eliminują możliwości korzystania z publikacji prasowych przez indywidualnych użytkowników, pod warunkiem oczywiście, że nie są to cele komercyjne". - Jeżeli ktoś zarabia na cudzej twórczości, w tym przypadku twórczości sfinansowanej przez wydawców, to powinien się tym zyskiem podzielić. Nie chodzi o zablokowanie tego typu działalności, chodzi tylko o to, aby posiadacze praw, twórcy i to też jest ważne, otrzymali stosowane wynagrodzenie - wyjaśnił przedstawiciel Izby Wydawców Prasy.
Spór o pieniądze
Red. naczelny "Dziennika Gazety Prawnej" Krzysztof Jedlak wskazał, że spór toczy się o to, "czy jeśli ktoś wykonuje pożyteczną i cenną pracę i ktoś z tej pracy korzysta, to czy ten, który korzysta z tej pracy powinien za nią choć częściowo zapłacić". - Wśród mitów oczywiście jest ten, że to jest dyskusja o wolności internetu. Nie, to jest dyskusja o pieniądzach. Świetnie robi się biznes, w którym nie ma się kosztów, a ma się przychody - podkreślił Jedlak. W jego ocenie jest to model biznesowy wolnego internetu, w którym "kradnie się treść, kradnie się cudzą pracę i uzyskuje się cenę przychodów". Joanna Kos-Krauze, która jest przewodniczącą Gildii Reżyserów Polskich, podkreśliła, że "nie ma żadnego powodu, żeby wielkie korporacje nie płaciły twórcom i producentom tych wartości". - Te pieniądze, które trafiłyby do twórców, producentów one też mogłyby w dużej mierze odciążyć zwyczajnie budżet Skarbu Państwa w sensie inwestycji. Dlaczego te pieniądze mają brać piraci i gigantyczne korporacje, tego naprawdę nie rozumiemy - dodała.
Okradanie artystów?
Zdaniem piosenkarki Marii Sadowskiej "to skrzywienie społeczne, które nastąpiło w tą stronę, że artystom właściwie nie powinno się płacić, oni powinni być zadowoleni, że w ogóle chce się ich oglądać i słuchać, jest u podłoży tej ogromnej manipulacji, która teraz się dzieje". Wskazała, że na tego typu działania jest "przyzwolenie społeczne i jest mentalność społeczna, która na to przyzwala, żeby wiecznie tych artystów okradać, żeby wiecznie nie mieć dla nich i dla ich pracy szacunku". - Każdy inny człowiek w tym kraju, wykonując jakąkolwiek pracę, czy lekarz, czy ktokolwiek, ma za to swoją zapłatę i lekarze nie żądają, żeby ludzie za darmo do nich przychodzili, czy przez internet za darmo udzielali im porad, ale jeżeli my prosimy, żeby zapłacić nam za nasz wysiłek i naszą pracę to podnosi się jakieś gigantyczne larum - wskazała Sadowska. W konferencji uczestniczyli także prezes stowarzyszenia "SYGNAŁ" Teresa Wierzbowska oraz red. naczelny tygodnika "Passa", dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Maciej Petruczenko.
Autor: msz//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock