Nielegalny wywóz leków, kłopoty z importem substancji czynnych z Chin oraz restrykcyjne wymogi unijne dla producentów. To podstawowe przyczyny braku kilkuset leków - informuje we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna".
"DGP" informuje, że są kłopoty z kupnem w aptekach preparatów na nadciśnienie, choroby tarczycy, astmę, alergię i cukrzycę i zaczyna brakować także leków onkologicznych i neurologicznych.
Samorząd aptekarski wystosował list otwarty do ministra zdrowia z apelem o podjęcie "pilnych działań, mających na celu wyeliminowanie zaistniałego i jednocześnie niezwykle poważnego" problemu braku dostępności do produktów leczniczych dla pacjentów.
Przyczyny "pustek"
"Pacjenci często bowiem myślą, że brak leku w aptece to wina aptekarza. Tymczasem farmaceuci nie dostają potrzebnych leków z hurtowni. Te zaś narzekają na producentów. A producenci z kolei mówią, że chcieliby dostarczać medykamentów więcej, ale nie są w stanie" - czytamy w dzienniku. "DGP" pisze także o przyczynach "pustek" w aptekach.
"Nielegalnie wywożone w ciągu roku z Polski leki są warte ok. 2 mld zł. Zdaniem większości ekspertów to główny powód braku preparatów na polskich półkach. Dotyka to przede wszystkim drogich oryginalnych specyfików – onkologicznych, neurologicznych, przeciwzakrzepowych. Tyle że wywozem leków nie da się wytłumaczyć obecnych kłopotów" - ustaliła gazeta. "Pracuję sześć lat w zawodzie i tak źle jeszcze nie było. Brakuje preparatów tarczycowych, diabetologicznych, kardiologicznych, okulistycznych. Niestety, zaczyna również brakować onkologicznych i neurologicznych. Dopiero co była u mnie mama małego dziecka, która jeździ po całej Polsce w poszukiwaniu leku neurologicznego. (...) Przestajemy wierzyć w to, że głównym powodem braków jest nielegalny wywóz leków. Wielu produktów, których nie ma, nie opłacałoby się wywozić" – powiedział farmaceuta z Bydgoszczy Marcin Piątek. Gazeta donosi, że lekarze solidaryzują się z aptekarzami i pacjentami. Doktor Michał Sutkowski przyznaje, że pacjenci coraz częściej skarżą się na kłopoty z zakupem leków. A medycy coraz częściej ordynują terapię bazującą na jeszcze osiągalnych preparatach, których do tej pory pacjenci nie zażywali.
"Analizujemy sytuację lek po leku"
Łukasz Waligórski, redaktor naczelny portalu Mgr.farm, podkreślił, że sytuacja robi się trudniejsza z tygodnia na tydzień. "W ostatnim czasie największe problemy są z lekiem euthyrox, który występuje na naszym rynku w przynajmniej 10 różnych dawkach i części z nich po prostu nie ma. Dotkliwie brakuje też metformax 500 SR i glucophage XR 500 – to dwa z trzech dostępnych na rynku produktów z metforminą o wolnym uwalnianiu. To specyfiki bardzo wygodne dla cukrzyków, które mogą oni stosować tylko raz dziennie" – referuje Waligórski. Ministerstwo Zdrowia uspokaja. Twierdzi, że część leków wskazywanych przez farmaceutów jako niedostępne jest dostępna. O innych właśnie trwają rozmowy. "Analizujemy sytuację lek po leku. Rozmawiamy z ich producentami. Już za parę dni dostęp do kilku potrzebnych pacjentom medykamentów się poprawi" – zapewnia Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia. I przypomina, że kłopoty z dostępnością produktów leczniczych dotykają całą Europę. Farmaceuci przyznają, że to prawda. Zarazem jednak podkreślają, że Niemcy czy Francja – państwa rozwiniętych koncernów farmaceutycznych – są w znacznie lepszej sytuacji, gdyż producenci najpierw będą dostarczali leki na swoje rynki krajowe. Najprawdopodobniej również większość chińskiej produkcji, dopóki będzie ograniczona, w pierwszej kolejności będzie trafiać na większe i bogatsze od naszego rynki.
"Długa" historia braków
- Historia tych braków leków jest dosyć długa. Już w 2012 roku, kiedy wprowadzono ustawę refundacyjną, ceny leków w Polsce dosyć mocno spadły. Pojawiła się różnica między cenami urzędowymi leków w Polsce i za granicą. W rezultacie bardzo łakomym kąskiem stała się sprzedaż leków właśnie za granicę, a nie do polskich aptek, polskich pacjentów - mówił w rozmowie z TVN24 Łukasz Waligórski.
- W rezultacie bardzo wielu tych leków ratujących życie, leków na astmę, leków przeciwzakrzepowych po prostu w Polsce brakuje. Nie ma ich w polskich aptekach, nie ma ich w hurtowniach - powiedział.
Łukasz Waligórski wskazał też na inną przyczynę niedoboru leków w Polsce. - Okazuje się, że większość producentów dostarczających leki na polski rynek korzysta z substancji czynnych, które są wytwarzane w Chinach. W Chinach ograniczono ostatnio liczbę fabryk produkujących te API, czyli Active Pharmaceutical Ingredient, co sprawiło, że nie ma po prostu z czego tych leków wytwarzać. Pojawiają się długie przerwy w dostawach i te przerwy są bardzo odczuwalne dla aptek i dla pacjentów - wyjaśniał.
"Jest wielki kryzys"
Podczas wtorkowej konferencji prasowej przed Ministerstwem Zdrowia wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska przekonywała, że "sytuacja jest dramatyczna", gdyż "zagrożone jest życie i zdrowie Polaków". - Nie ma spotkania, rozmowy z Polakami, na której nie słyszelibyśmy o tym, że brakuje leków. Nie ma rozmowy wśród znajomych, przyjaciół, że ktoś przychodzi do apteki i okazuje się, że ważnego leku ratującego życie nie ma. W XXI w. w Polsce ludzie nie mogą być leczeni, nie może być ratowane ich życie – alarmowała.
- To jest największy kryzys w dostępności do leków w historii Polski. Brakuje leków neurologicznych, brakuje leków onkologicznych, brakuje szczepionek dla dzieci, brakuje szczepionek dla dorosłych - komentował natomiast szef sztabu wyborczego Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza.
Zdaniem polityka "jest wielki kryzys i nie ma reakcji ministerstwa". - Ministerstwo powinno natychmiast przeprowadzić zakup interwencyjny, Ministerstwo Zdrowia powinno dokonać audytu dostępności leku, tak żeby zapewnić rzecz podstawową: informacje dla tych, którzy odbijają się w aptekach od ściany - mówił.
Brejza pytał też, dlaczego nieskuteczna jest walka z mafią lekową, dlaczego leki nadal są wywożone z Polski oraz dlaczego rząd nie zareagował na sygnały, że będzie problem z ich importem. - Nie było żadnych działań wyprzedzających – ocenił. Według niego rząd jest "bezradny". - To jest kapitulacja państwa. Na to naszej zgody nie będzie – oświadczył. Poseł PO-KO ocenił, że w tej sytuacji premier Mateusz Morawiecki powinien "wyciągnąć odpowiedzialność polityczną wobec tych polityków, którzy zawiedli".
Natomiast senator Tomasz Grodzki zaznaczył, że gdy nie działa farmakoterapia, jako jeden z elementów łańcucha diagnostyczno-leczniczego, to bezpieczeństwo Polaków jest zagrożone i że to nie jest "slogan". - Bo jeżeli brakuje leków na padaczkę dla dzieci, leków na cukrzycę, na astmę czy przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, jeżeli brakuje leków na choroby tarczycy, to znaczy, że jesteśmy w niebezpieczeństwie – przekonywał. Jak dodał, "rząd nie może udawać, że nie widzi problemu". - Istnieją magazyny strategiczne, istnieje import interwencyjny, a na dłuższą metę inwestycje w polski przemysł farmaceutyczny, abyśmy mogli większość leków produkować w Polsce i nie być uzależnieni od fabryk w Chinach czy gdzie indziej. Nic z tym się nie robi, kryzys w tej chwili narasta w sposób dramatyczny i wzywamy rząd do podjęcia natychmiastowych kroków, aby tą sytuację rozwiązać – oświadczył Grodzki.
- Wiadomo było, że Chińczycy wstrzymają produkcje komponentów do leków, albo ją mocno ograniczą - powiedział.
- Sytuację można było nie tylko przewidzieć, ale i jej przeciwdziałać już co najmniej kilka miesięcy temu. Teraz analizowanie sytuacji świadczy o tym, że ktoś, kto nie powinien być zaskoczony, jest zdumiony, że coś takiego się zdarzyło. Jeżeli nie nazwie pan tego ignorancją, to ja nie wiem, jak to nazwać - zwrócił się do jednego z dziennikarzy.
Autor: mp//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock