Tak naprawdę ta dyrektywa o prawie autorskim w żaden sposób nie ogranicza praw, które mają internauci. Nie ich będzie ona dotyczyć - uspokajał w programie "Tak jest" w TVN24 Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy. Z kolei zdaniem Natalii Mileszyk z fundacji Centrum Cyfrowe "zbytnie rozszerzenie prawa autorskiego, które chwilowo jest niezrozumiałe dla użytkowników, twórców oraz instytucji kultury, jest drogą w złym kierunku".
Zwolennicy tych regulacji wskazują, że zmiana prawa jest konieczna, aby chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości. Z kolei przeciwnicy ostrzegają przed "cenzurą w internecie" i końcem wolności w sieci. Obawiają się, że każdy, kto udostępni zdjęcie lub link do jakiegoś tekstu, będzie musiał zapłacić za to jego autorom.
Straszenie internautów
- Te obawy są mocno bezpodstawne. Straszy się internautów tym, że nie będą mogli korzystać z platform tak, jak do tej pory. Tak naprawdę dyrektywa w żaden sposób nie ogranicza praw, które mają internauci. Nie ich będzie ona dotyczyć - powiedział w programie "Tak jest" w TVN24 Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy. Jak tłumaczył, dotyczy ona podmiotów, które zarabiają na wykorzystywaniu cudzych treści. - Wykorzystują treści, które sfinansował ktoś inny. W przypadku prasy jest to wydawca prasy, w przypadku muzyki czy filmów - różne studia, producenci - wyliczał Wojtaś.
- Chodzi tylko o to, żeby osoby zarabiające na cudzej twórczości podzieliły się z nimi zyskiem. Nie chodzi o to, by zabronić działania platform czy w ogóle internetu - przekonywał.
Bez selfie na stadionie?
Natalia Mileszyk z fundacji Centrum Cyfrowe powiedziała, że wynik głosowania w Parlamencie Europejskim jest dla niej "ewidentnym sygnałem tego, w jakim kierunku zmierza regulacja internetu w Unii Europejskiej".
- Parlament Europejski powiedział, że nie tylko twórcy, ale i branża kreatywna potrzebują wsparcia i dużej ochrony kosztem różnych pomysłów biznesowych, które mogłyby funkcjonować, gdyby ta dyrektywa wyglądała jednak trochę inaczej - powiedziała.
Jej zdaniem największym zagrożeniem tej dyrektywy jest to, że ona "cementuje w jakiś sposób internet platform, czyli internet wielkich graczy, którzy teraz będą u siebie zamieszczali treści, użytkownicy będą z nich korzystać, a nie przewidziano żadnych alternatywnych rozwiązań tego, jak internet mógłby funkcjonować".
- Możemy sobie wyobrazić różne inne sposoby wymieniania się treścią - oznajmiła Mileszyk. Dodała, że "zbytnie rozszerzenie prawa autorskiego, które chwilowo jest niezrozumiałe dla użytkowników, twórców, instytucji kultury jest drogą w złym kierunku". - Nie powinniśmy rozmawiać o nowych prawach w momencie, kiedy obecne prawa, gwarantujące również w internecie ochronę interesów prawno-autorskich po prostu nie są egzekwowane. Rozmawiajmy o egzekucji, a nie o tym, żeby tworzyć nowe prawa, które nie będą przestrzegane - argumentowała.
Jak tłumaczyła, Parlament Europejski wypowiedział się za tym, aby zapewnić ochronę organizatorom wydarzeń sportowych. - Oznacza to, że nawet zrobienie "selfie" na meczu będzie nielegalne - mówiła.
Czas na porozumienie
Z kolei Jacek Wojtaś przypomniał, że Komisja Europejska przed zaprezentowaniem tekstu dyrektywy w 2016 roku dokonała m.in. oceny wpływu projektowanej regulacji i zebrała dane ekonomiczne, które znalazły się w uzasadnieniu do nowej regulacji.
- Komisja wykonała wszystkie niezbędne kroki. Środowiska, których będą dotyczyły zapisy dyrektywy będą miały czas - od momentu wejścia w życie nowych przepisów, do czasu ich implementacji przez państwa członkowskie - dojść do porozumienia i wypracować najlepsze modele współpracy, najlepsze umowy - mówił na antenie TVN24 BiS Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy.
Autor: tol//sta / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock