- Gdzieś ktoś ma kilka milionów bardzo precyzyjnych danych i składa teraz wnioski kredytowe - ostrzega gość TVN24 Bertold Kittel, dziennikarz śledczy. Ekspert ocenia, że problem wycieku danych z systemu PESEL może dotyczyć jednej trzeciej lub nawet połowy dorosłych obywateli oraz radzi, co należy zrobić, aby uniknąć największych kłopotów, np. spłacania cudzego kredytu.
W piątek prokuratura okręgowa w Warszawie poinformowała, że pracownicy pięciu kancelarii komorniczych w sposób nieuprawniony pobierali miesięcznie od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy rekordów z systemu. W związku z wagą sprawy śledztwo powierzono Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Gość TVN24 twierdzi, że wyciek dotyczyć może nawet połowy lub jednej trzeciej Polaków, przy czym nikt nie ma świadomości, że to właśnie jego dane wyciekły. Trudno się zatem dziwić, że nie próbują reagować i przeciwdziałać ewentualnym skutkom.
Wniosek kredytowy
- Proponuję wszystkim, aby złożyli pismo do prokuratury z wnioskiem o uznanie za pokrzywdzonego. Prawie na pewno połowa albo jedna trzecia dorosłych obywateli kraju jest w tym zbiorze, w związku z tym warto to zrobić - radzi Bertold Kittel.
Drugim krokiem powinno być zabezpieczenie się przed konsekwencjami złożenia przez kogoś wniosku kredytowego przy użyciu wykradzionych danych.
- Po drugie, należy natychmiast uruchomić w Biurze Informacji Kredytowej opcję alertu o tym, że ktoś sprawdza naszą wiarygodność kredytową. To jest jedyny sposób, żeby się zabezpieczyć przed sytuacją, kiedy ktoś będzie próbował złożyć do banku na nasze dane wniosek kredytowy. Wtedy bank. niezależnie od tego czy wniosek jest fałszywy czy nie, sprawdza naszą wiarygodność kredytową w BIK-u. I jeśli ta czynność jest wykonana, dostajemy alert, który będzie dowodem na to, że ktoś próbuje wziąć kredyt. Wtedy będziemy mogli pójść na policję i to zablokować - wyjaśnia gość TVN24. Bertold Kittel uważa, że powinien zostać powołany zespół międzyresortowy, który ustali, w jaki sposób prowadzić regulacje chroniące pokrzywdzonych w tej sprawie przed takimi sytuacjami.
Cyberataki w pracy
Bertold Kittel jest przekonany, że "tego nie mogła zrobić jedna osoba". Z raportu Rządowego Centrum Monitorowania Incydentów Komputerowych wynika, że potwierdzonych przypadków działania złośliwego oprogramowania, które coś robi w komputerze - np. przesyła poufne dane, w 2015 roku było 10 tys. Kittel wyjaśnia, co stoi za tak dużą liczbą.
- Dostajemy pocztę różnego rodzaju. Ostatnio krążyła faktura z PGE, która zaraziła kilka korporacji w Warszawie. Ktoś, kto dostaje taką fakturę, otwiera maila, instaluje na swoim komputerze wirusa, który rozprzestrzenia się w całej korporacji i zaczyna przesyłać różnego rodzaju dane - wyjaśnia Kittel. - Dotyczy to także pracowników administracji publicznej, którzy dysponują naszymi poufnymi danymi, a jednocześnie nie mają pojęcia o bezpieczeństwie komputerów - przestrzega gość TVN24.
Wyciek danych z PESEL
Bertold Kittel ma swoją teorię, jak mogło dojść do tak masowego wycieku danych z systemu PESEL. - Tutaj prawdopodobnie zaszedł taki przypadek: ktoś, kto wiedział, w jaki sposób można zrobić podejście do takich baz danych, wysłał takie maile do „biednych” kancelarii komorniczych, które dzisiaj są oskarżane o udostępnienie danych. Tymczasem rzecz jest banalna. Administracja publiczna, która zbiera nasze dane, udostępnia je w taki sposób, że taki atak jest możliwy - ocenia Kittel. Nie zastosowano żadnych szczególnych zabezpieczeń, a pracownicy logowali się z aplikacji. Oczywiste, że musiało to doprowadzić do takiej tragicznej sytuacji kwituje dziennikarz śledczy TVN.
Desperacja przestępców
Takie dane z łatwością mogą posłużyć do złożenia wniosku o kredyt. Kittel twierdzi, że jest to desperacja przestępców, dlatego, że od pewnego czasu następuje wymiana dowodów osobistych. Na ich nowej wersji nie znajdziemy danych, które są niezbędne do złożenia wniosku o kredyt. W związku z tym trzeba było je ukraść i to się właśnie stało. - W jednym przypadku ukradziono tylko 800 tys. danych, prawdopodobnie łącznie jest są miliony - mówi Kittel. - Stało się coś strasznego - dodaje. - Jeśli mamy kilka milionów precyzyjnych danych naszych obywateli, to możemy wypuścić przez biura pośrednictwa różne wnioski kredytowe, a ludzie nie będą o tym wiedzieć. Prokuratura nie będzie w stanie przesłuchać takiej liczby osób, a za kilka miesięcy ludzie zaczną dostawać informacje, że nie płacą monitów - ostrzega gość TVN24.
Autor: ag//ms / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock