Po siedmiu latach prowadzenia przez banki centralne polityki zerowych stóp procentowych dotarliśmy do punktu, w którym rynki nie są już w stanie znosić ryzyka. Najmniejszy impuls powoduje natychmiastową i gwałtowną awersję - pisze analityk tvn24bis.pl Jakub Tomaszewski.
Globalny kapitał ucieka w stronę bezpiecznych przystani. Widać to choćby, kiedy spojrzeć na zmianę ceny złota od początku roku. Coraz bardziej drogocenny kruszec zwiększył swoją wartość na przestrzeni półtora miesiąca o ponad 15 proc.
Rynki najpierw reagują, potem myślą
Rynki na całym świecie próbują się dostosować do środowiska niższego wzrostu gospodarczego.
Szczególnie dobrze widać to w Chinach. Ale nie tylko. Niemieckie papiery dłużne spadły ostatnio do historycznie niskiego poziomu. Ale czy dzieje się aż tak źle, czy recesja faktycznie zagląda inwestorom w oczy? Czy niemiecka gospodarka jest na skraju upadku?
Otóż nie. Problem tkwi w tym, że rynki często najpierw reagują, a potem myślą. I właśnie ta ich cecha każe nam zwrócić oczy ku Chinom, które obok kryzysu spowolnienia gospodarki, cierpią na kryzys przywództwa. Ten drugi dotyka nie tylko ich wewnętrznego rynku.
Państwo Środka - obecnie druga co do wielkości gospodarka na świecie, nie jest w stanie dać światu jasnego przekazu i wskazać kierunku, w którym ma zamiar zmierzać. To powoduje, że inwestorzy nie do końca mają pojęcie, jak czytać sytuację w Chinach i czego się po nich spodziewać. Wobec tego, na każde gorsze od prognoz dane, reagują automatycznym wycofaniem się z rynku, akcje spadają, giełdy krwawią.
Ceny ropy spadają
Wtórnym efektem faktycznego spowolnienia w Chinach i emocjonalnych reakcji rynków jest spadek cen ropy (chociaż powodowany też innymi czynnikami). No bo skoro drugi pod względem wielkości konsument tego surowca zwalnia, to i popyt na czarne złoto się skurczy. Skoro popyt się skurczy, a nadpodaż ma się dobrze (w prognozach Międzynarodowej Agencji Enerii ma osiągnąć 1,75 miliona baryłek dziennie w pierwszej poł. 2016 r.), cena musi w dłuższej perspektywie spadać. No a skoro cena ropy spada, to znaczy, że światowa gospodarka zwalnia i akcje trzeba sprzedawać i błędne koło się zamyka. Podobnie w przypadku miedzi, której niekwestionowanym liderem konsumpcji jest Państwo Środka. Cena surowca od szczytu w lutym 2011 przy ponad 10 000 UDS za tonę, spadła do stycznia tego roku o ponad 57 proc. i ma potencjał, żeby na tym się nie skończyło.
Yellen nie śpieszy się z podwyżką stóp
Są też Stany Zjednoczone, których gospodarka rozwija się nieco wolniej, niż się spodziewano. Jednak głosy o recesji zaglądającej w oczy gospodarce USA, są mocno przesadzone. Świadczą o tym coraz lepsze dane z tamtejszego rynku pracy a także większość gałęzi przemysłu. No może z wyjątkiem energetycznego, który cierpi z powodu takich, a nie innych cen ropy.
O braku kryzysu świadczą też słowa prezes Fed - Janet Yellen, która jest chyba najbardziej wyważonym prezesem rezerwy federalnej ostatnich dwóch dekad. Jej przesłania są spójne, stonowane, a słowa skrupulatnie dobierane. Dlatego przekaz o braku pośpiechu w podnoszeniu stóp procentowych Fed powinno się raczej odbierać jako remedium na kiepskie nastroje inwestorów i awersję do ryzyka, a nie jako lekarstwo na recesję, o której w USA nie może być mowy. Jednak rynki są tak wystraszone, że na naprawdę rzeczową wypowiedź drugiego dnia wystąpienia pani Janet Yellen, zareagowały mniej więcej tak, jak gdyby na temat polityki pieniężnej przemawiała pani Żaneta z zakładu fryzjerskiego i nic sobie z tego nie zrobiły. Wyprzedaż ryzykownych aktywów trwała w najlepsze. Począwszy od akcji banków, poprzez ropę, na walutach rynków wschodzących kończąc. A przecież brzmienie wypowiedzi Yellen było takie, że Fed zamierza opóźnić podwyżki stóp procentowych, a nie z nich zrezygnować. I odłożenie w czasie nie jest powodowane kryzysem gospodarczym, tylko ma na celu uspokojenie nastrojów.
Spokój i rozum może nas uratować
Jedyne, co może w tym momencie nas uratować, to spokój i rozumowe podejście do rynków, w miejsce emocjonalnego. Miejmy nadzieję, że odbicie na warszawskim parkiecie, jakie możemy obserwować od początku ostatniej dekady stycznia, to właśnie uspokojenie nastrojów i rozumowa wycena potencjału wartości polskiej gospodarki, której przecież warszawska giełda ma być barometrem.
Jeśli nie pojawią się nowe antystymulanty polskiej gospodarki w postaci kolejnych podatków, jeśli słupki wpływów i wydatków finansów publicznych na kolejne lata zostaną zrównoważone, nie ma powodu, żeby GPW nie ruszyła z kopyta i nie odrobiła całego spadku od maja ubiegłego roku i wróciła do poziomów z kwietnia 2011, a może i drugiej połowy 2007 r.
Autor: Jakub Tomaszewski / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Deutsche Bank