Ceny ropy naftowej gwałtownie podskoczyły po sobotnich atakach na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej. W niedzielę władze koncernu Aramco podały, że do poniedziałkowego wieczoru będą w stanie tylko częściowo przywrócić produkcję.
Po rozpoczęciu w poniedziałek rano czasu lokalnego sesji na azjatyckich giełdach surowcowych cena baryłki ropy naftowej gatunku Brent wzrosła o około 13 proc. do poziomu 68 dolarów za baryłkę, a baryłki ropy West Texas Intermediate o 11 proc. do poziomu 61 dolarów.
Jeszcze w piątek wieczorem ropa Brent była wyceniana na 60 dolarów za baryłkę, a WTI - 55 dolarów.
W niedzielę jej notowania rosły o nawet 19,5 proc. do 71,95 dol. za baryłkę. To najwyższe ceny od maja. Przy tym tak wielkiego wzrostu ceny nie było od 1991 roku, czyli od czasu wojny w Zatoce Perskiej.
W kolejnych godzinach handlu w poniedziałek wzrosty zaczęły lekko hamować. Około godziny 7.00 polskiego czasu kurs ropy Brent rósł o 10 proc., a WTI o blisko 9 proc. Około godz. 15.30 kursy rosły odpowiednio o ponad 6 proc. i o ponad 5 proc.
Ataki na instalacje
Gwałtowne wzrosty to rezultat ataku na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej, o który władze amerykańskie oskarżają Iran. Za ich sprawą dzienna produkcja ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej spadła o 5,7 milina baryłek naftowej, czyli więcej niż o połowę. Oznacza to 5-procentowy spadek światowej dziennej produkcji tego surowca.
Początkowo szefowie saudyjskiego koncernu paliwowego Aramco mieli nadzieję na przywrócenie produkcji do poprzedniego stanu do poniedziałku wieczorem.
W niedzielę, po oszacowaniu strat, władze koncernu zrewidowały swoje przewidywania i zapowiedziały, że do poniedziałkowego wieczoru będą w stanie jedynie częściowo przywrócić produkcję.
"Rynki są dobrze zaopatrzone"
W reakcji na spadek wydobycia ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej prezydent USA Donald Trump poinformował w niedzielę na Twitterze, że zezwolił na uruchomienie - w razie potrzeby - Strategicznej Rezerwy Naftowej (Strategic Petroleum Reserve - SPR) w celu ustabilizowania globalnego zaopatrzenia w ten surowiec.
Based on the attack on Saudi Arabia, which may have an impact on oil prices, I have authorized the release of oil from the Strategic Petroleum Reserve, if needed, in a to-be-determined amount....
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 15 września 2019
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency), reprezentująca państwa, które są największymi konsumentami energii, zapewniła, że "obecnie rynki są dobrze zaopatrzone i dysponują dużymi zapasami paliw".
Ataki na instalacje w Arabii Saudyjskiej, które spowodowały pożary widoczne nawet na zdjęciach satelitarnych, mogą mieć poważne konsekwencję polityczne dla administracji prezydenta Donalda Trumpa. W komunikacie wydanym w sobotę, po rozmowie telefonicznej Trumpa z saudyjskim księciem Muhammadem ibn Salmanem, Biały Dom potępił ataki.
Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo już w sobotę obarczył odpowiedzialnością za te ataki władze w Teheranie, mimo że odpowiedzialność za nie wzięły, wspierane przez Iran, oddziały szyickich rebeliantów Huti. Pompeo ocenił, że nie ma żadnych dowodów świadczących o tym, że ataki zostały przeprowadzone z terytorium Jemenu.
Jak poinformował w niedzielę koncern Aramco, w rezultacie ataku na rafinerię w mieście Bukajk (Abqaiq) najbardziej ucierpiało 15 obiektów po zachodniej i północno-zachodniej stronie kompleksu. Sugerowałoby to, że ataki zostały przeprowadzone z terytorium położonego na północ terytorium Iranu, a nie położonego na południu Jemenu.
Konflikt w Zatoce
Władze amerykańskie i saudyjskie podejrzewają, że atak na rafinerię w Bukajk, znajdującą się blisko Zatoki Perskiej, został przeprowadzony przy użyciu manewrujących pocisków rakietowych typu cruise, wystrzelonych z terytorium Iranu bądź Iraku - poinformował w niedzielę dziennik "The Wall Street Journal" na swym portalu internetowym.
W konflikcie pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem Irak stara się zachować neutralność, jednak nie jest w stanie kontrolować różnych wspieranych przez Teheran szyickich bojówek działających na swoim terytorium.
Jeśli prowadzone dochodzenie wykaże, że za atakiem na saudyjskie rafinerie ponad wszelką wątpliwość stają władze w Teheranie prezydent Trump będzie miał ograniczone pole manewru.
Przede wszystkim taki rezultat dochodzenia stawiałby pod poważnym znakiem zapytania planowane z inicjatywy francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona spotkanie Donalda Trumpa z prezydentem Iranu Hasanem Rowhanim.
Mimo wzajemnych oskarżeń i wzrostu napięcia pomiędzy Waszyngtonem a Teheranem, Kellyanne Conway, doradczyni prezydenta USA, nie wykluczyła w niedzielę, że dojdzie do spotkanie Trumpa z Rowhanim podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.
- Pozwolę prezydentowi ogłosić, czy spotkanie się odbędzie, czy nie - powiedziała Conway w programie "Fox News Sunday".
Poza odwołaniem tego spotkania prezydent Trump wyczerpał wszystkie inne możliwości wzmocnienia presji dyplomatycznej na Iran.
Środki nacisku
Po wycofaniu w maju 2018 r. USA z porozumienia nuklearnego z Iranem Trump chce za pomocą sankcji uniemożliwić Teheranowi eksport ropy naftowej i zmusić go do negocjacji w sprawie szerszego układu, obejmującego także irański program rakietowy oraz działania Teheranu w regionie. W odpowiedzi Iran ogłosił, że będzie stopniowo wycofywał się z respektowania zapisów umowy atomowej, do których - jak regularnie potwierdzała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej - wcześniej się stosował.
Po zwolnieniu swojego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona, który był zwolennikiem twardej polityki wobec Iranem, Donald Trump stoi w obliczu obecnego kryzysu z osłabionym zespołem doradców Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W opinii ekspertów, poza środkami militarnymi - jak np. odwetowym atakiem na obiekty irańskie - amerykański prezydent nie dysponuje innymi środkami nacisku na władze w Teheranie.
Dodatkowo prawdopodobny wzrost cen paliw w najbliższych miesiącach jest jednym z czynników zwiększających prawdopodobieństwo pojawienia się recesji w gospodarce amerykańskiej. Możliwość recesji natomiast – jak podkreślają komentatorzy polityczni - poważnie zmniejsza szanse wyboru Donalda Trumpa na następną kadencję w Białym Domu.
Autor: kris//dap / Źródło: PAP