Akcje Glencore, jednego z największych graczy na globalnym rynku surowców, spadły w ostatnim miesiącu o 30 proc. Wszystko przez niskie ceny surowców. Inwestorzy boją się, że Glencore może być nowym Lehman Brothers, którego upadek rozpoczął kryzys finansowy w 2008 roku.
Aktywa Glencore tanieją od maja tego roku. Jednak największe tąpnięcie miało miejsce w poniedziałek. Akcje jednego z największych na świecie producentów i dostawców surowców spadły o 30 proc. Wywołało to strach wśród inwestorów, których wątpliwości co do odporności spółki na załamanie na rynku surowców wzrosły.
Przez Chiny
Wartość rynkowa Glencore skurczyła się w ten sposób o ponad 5 mld dolarów. A to jedynie część spadków, bo akcje firmy w tym roku straciły blisko 67 proc. Inwestorzy wiążą te spadki ze spowolnieniem gospodarczym Chin, które są jednym z największych na świecie odbiorców surowców. Kiedy gospodarka tego kraju łapie zadyszkę, surowce tanieją, bo jest ich na rynku za dużo. A to uderza w Glencore. Międzynarodowy koncern próbował już wpływać na podaż surowców np. zawieszając do 2017 roku dwie kopalnie miedzi w Zambii, co zmniejszyło podaż o 400 tys. ton. Jednak analitycy uważają, że to za mało, aby powstrzymać spadki cen surowców. Władze Glencore starają się uspokajać rynki finansowe. Jak pisze Bloomberg firma, która dotąd bardzo ceniła sobie dyskrecję, poleciła niektórym swoim bankierom, aby nieoficjalnie rozmawiali z dziennikarzami i rozwiali wątpliwości dotyczące niewypłacalności.
Uspokojenie
Spółka wydała też oświadczenie, w którym poinformowała, że jej finanse są stabilne i nie ma ryzyka wypłacalności. Zdradził też nieco szczegółów dotyczących jego działalności handlowej. Przedstawił również plany redukcji zatrudnienia. To nieco polepszyło nastroje inwestorów i w kolejnych dniach tego tygodnia aktywa Glencore odrobiły część strat. Jednak analitycy Bank of America Merrill Lynch uważają, że do stabilizacji na rynku potrzeba dodatkowych cięć produkcji miedzy o około 500 tys. ton rocznie. - Spadki zakończą się, kiedy kopalnie dostosują wzrost podaży do mniejszego popytu” - piszą eksperci Bank of America.
Autor: msz/gry / Źródło: Bloomberg, Financial Times