Nie możemy czarować rzeczywistości i akceptować sytuacji, w której dwie osoby, wykonujące tę samą pracę, zatrudnione są na podstawie różnych umów. Pracodawca w nowym kodeksie będzie nie tylko zobowiązany w pierwszej kolejności zawierać umowę o pracę, ale będzie musiał się też wytłumaczyć z tego, dlaczego zatrudnia część pracowników na podstawie umów cywilnoprawnych – mówi nam Monika Gładoch, wiceprzewodnicząca Komisji Kodyfikacyjnej, która pracuje nad nowym Kodeksem pracy. Zapowiadanych zmian jest dużo więcej.
Maciej Stańczyk: Czeka nas rewolucja?
Monika Gładoch, wiceprzewodnicząca Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy: Kodeks pracy był wielokrotnie nowelizowany przez ostatnie 25 lat, ale były to zmiany fragmentaryczne. Przepisy w wielu kwestiach przestały pasować do zasad panujących na rynku, w gruncie rzeczy Kodeks nie uwzględnia potrzeb mniejszych przedsiębiorców. Dlatego potrzeba nowych regulacji. Ale nie nazwałabym tego rewolucją.
Tak naprawdę powstaną dwa kodeksy: indywidualnego i zbiorowego prawa pracy.
Zespół, który pracuje nad pierwszym projektem, podjął bardzo ważną decyzję – podstawą zatrudnienia jest umowa o pracę. Oznacza to, że umowy cywilnoprawne mają być wyjątkiem, a nie regułą nierzadko stosowaną przez przedsiębiorców.
Chcecie ograniczyć pracę na tzw. umowach śmieciowych?
Nie można czarować rzeczywistości i akceptować sytuacji, w której dwie osoby wykonujące tę samą pracę, zatrudnione są na podstawie różnych umów. Pracodawca w nowym kodeksie będzie nie tylko zobowiązany w pierwszej kolejności zawierać umowę o pracę, ale będzie musiał się też wytłumaczyć z tego, dlaczego zatrudnia część pracowników na podstawie umów cywilnoprawnych. To nowość w kodeksie. Dzisiejsza sytuacja doprowadziła do tego, że umowy cywilnoprawne stosowane są nagminnie. Oczywiście, osoby prowadzące działalność gospodarczą, oferujące swoje usługi będą miały możliwość przyjmowania wielu zleceń. Podobnie, gdy chodzi o usługi świadczone sporadycznie. Inne grupy pracowników – studenci, być może pracownicy 50 plus – również, ale punktem wyjścia ma być umowa o pracę.
Jeszcze coś chcecie ograniczyć?
Zakazujemy stosowania weksla jako zabezpieczenia roszczeń pracodawcy. Dziś w wielu sytuacjach pracownik, podejmujący zatrudnienie, podpisuje weksel in blanco i kiedy dochodzi do szkody, taki weksel może być realizowany przez pracodawcę. Mówimy wprost: nie ma takich form zabezpieczenia roszczeń pracodawcy jak weksel.
Zajmiemy się też bonusami, których pojęcia nie ma w obecnym Kodeksie. W tym zakresie też zaproponujemy wprowadzenie ograniczeń.
Po co?
Po to, żeby wartość proponowanych bonusów nie była nadmiernie wysoka i nie przekraczała np. 25 proc. wynagrodzenia.
A co w tym złego, że szef i pracownik dogadują się na wyższą premie. Jest zrealizowany cel, jest bonus. Jasna reguła. Dlaczego Kodeks ma w to ingerować?
Zdarza się, że pracownicy oczekują na nagrodę, ale jej nie dostają, bo sytuacja firmy na to nie pozwala. Nie chcemy, żeby padały martwe obietnice. Kwestia bonusów musi zostać uregulowana.
Podobnie jak kwestia nadgodzin czy elastycznego czasu pracy. Pojawiła się propozycja wprowadzenia do kodeksu tzw. kont wynagrodzeń, na których mrożone byłyby pieniądze za przepracowane nadgodziny, wypłacane pracownikom w czasie przestoju firmy.
Ta propozycja to ukłon w stronę pracodawcy. Nie bardzo widzę zysk dla pracownika z takiego rozwiązania.
Jeśli jednak firma popadnie w przejściowe kłopoty i będzie miała mniej zamówień, to pracownik będzie miał pewność, że dostanie pełne wynagrodzenie, bez względu na to, czy przepracuje wszystkie dni. Ale tak, to rozwiązanie, które pozwala przedsiębiorstwom na większą elastyczność. Pracodawcy też coś "muszą dostać", zwłaszcza że decydujemy się na tak mocne eksponowanie umów o pracę.
Co jeszcze dostaną pracodawcy?
Wzmocnimy ich uprawnienia kierownicze, dając choćby narzędzie pozwalające jednostronnie wyznaczyć urlop pracownikowi, który unika jednoznacznych deklaracji. O kontach wynagrodzeń już mówiliśmy. Być może do Kodeksu wprowadzimy pojęcie tzw. workera.
Kogo?
Pracownika na wezwanie, który oferuje swoje usługi, jest w bazie nawet kilkunastu pracodawców i kiedy dostaje wezwanie to może skorzystać z oferty. Dopiero wtedy dochodzi do nawiązania stosunku pracy. To rozwiązanie znane m.in. w Wielkiej Brytanii.
W Polsce kto mógłby z tego skorzystać?
Na przykład studenci. Mogę sobie wyobrazić sytuację, kiedy student znajduje się w bazie na przykład kilkunastu firm gastronomicznych i czeka na wezwanie do pracy, kiedy któraś z nich, dajmy na to w weekend, potrzebuje więcej rąk do pracy. Jeśli ograniczamy zlecenia, to musimy zaproponować coś w zamian, co będzie funkcjonalne i elastyczne, żeby pracodawcy wciąż nie posiłkowali się umowami cywilnoprawnymi. Worker będzie rewolucją.
A jednak.
W grudniu czeka nas dyskusja dotycząca kwestii rozwiązywania umów o pracę. Tu też może dojść do ważnych zmian. Mniejsze firmy z uwagi na ograniczone możliwości dalszego zatrudniania pracownika będą mogły liczyć na nowe rozwiązania.
Czyli?
Jeżeli mniejszy pracodawca wypowie pracownikowi umowę o pracę, a ten będzie wnosił o przywrócenie do pracy, to tzw. mały pracodawca, żeby uniknąć procesu, będzie mógł się wykupić.
I ograć pracownika.
Pracownik nie zostanie ograny, bo dostanie rekompensatę w formie odszkodowania. A jeśli firma będzie pewna swojej decyzji o wypowiedzeniu, zawsze będzie mogła wybrać drogę procesową. Prawa obu stron będą równe.
Autor: Maciej Stańczyk / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock