Amerykański i polski fiskus zacierają ręce. W ostatni weekend wyłoniono zwycięzców krajowych loterii opiewających na bajońskie sumy. Nowi milionerzy częścią gotówki będą musieli podzielić się urzędami skarbowymi. Liczymy, ile pieniędzy z wygranej trafi do szczęśliwców, którzy kupili losy, a ile do kasy fiskusa.
W sobotniej kumulacji Lotto do wygrania było aż 60 mln złotych. Kwota ta narastała od 10 kwietnia i była najwyższą kumulacja w historii loterii. Trójka graczy, która podzieliła się rekordową kumulacją, mimo bardzo wysokich wygranych nie zmieniła czołówki zestawienia najwyższych wygranych w historii loterii.
Trzej zwycięzcy z kwotą po 19 268 238,40 złotych trafią na 20. miejsce w rankingu najwyższych wygranych w polskiej loterii w historii. Szczęśliwcy muszą jednak pamiętać, że to kwota brutto. Wygrane podlegają bowiem opodatkowaniu. W przypadku kwot powyżej 2 280 zł pobierany jest podatek w wysokości 10 proc. wygranej sumy.
Oznacza to, że zwycięzcy sobotniej kumulacji otrzymają nie 19 268 238,40 zł, lecz 17 341 414,56 zł. Podatek, który popłynie do fiskusa, wyniesie zatem 1 926 823,84 zł.
Dla zwycięzców, którzy liczą na szybki przypływ gigantycznej gotówki, są jednak także dobre informacje, bo wypłata wygranej w Lotto nie jest dzielona na raty. Gracz odbiera ją w całości. I to tylko od niego zależy, czy chce wziąć pieniądze w gotówce, czy woli, by przelano mu ją na konto lub kilka kont bankowych.
Skomplikowany system
Inaczej ma się sytuacja w przypadku amerykańskiej loterii. Nie tylko ze względu na zdecydowanie wyższą kumulację, która czekała na zwycięzce od 2 marca, ale zdecydowanie bardziej skomplikowany system pobierania podatku.
Jeszcze na początku marca do wygrania było 40 mln dolarów, ale ponieważ nikt od tamtej pory nie wylosował szczęśliwych liczb, pula Powerball wzrosła dziesięciokrotnie. Co więcej, początkowo kumulacja w sobotnim losowaniu miała wynieść 415 mln dolarów, jednak fala losów kupionych w ostatniej chwili spowodowała, że suma wzrosła do 430 mln.
Szczęśliwcem, który zgarnie fortunę, okazał się gracz, który skreślił właściwe numery w New Jersey. To dziewiąta co do wielkości najwyższa wygrana w historii amerykańskiej loterii. Duża jej część trafi jednak do fiskusa. I to nie do jednego.
Wygrana w Powerball jest bowiem traktowana w Stanach Zjednoczonych jak dochód, który obłożony jest 39,6-procentowym podatkiem. Zatem zwycięzca sobotniej kumulacji nie otrzyma "do ręki" 430 mln dolarów, ale "zaledwie" ok. 260 mln dolarów. Blisko 170 mln trafi do urzędu podatkowego w USA (Internal Revenue Service - IRS).
To jednak nie koniec płacenia danin. W zależności od tego, gdzie mieszkają posiadacze zwycięskich kuponów, muszą zapłacić dodatkowe podatki, tym razem lokalne. Ich stawki różnią się w zależności od stanu: najniższa obowiązuje w New Jersey (3 proc.), a najwyższa w Nowym Jorku (8,2 proc.). Co ciekawe, w Nowym Jorku zwycięzcy muszą zapłacić dodatkowo 3,8 proc. podatku gminnego.
Zatem zwycięzca z New Jersey do lokalnej kasy odda blisko 1,3 mln dolarów. Szczęśliwiec, który skreślił zwycięskie cyfry, może jednak nie płacić tak wysokich podatków, ale tylko w przypadku, gdy zdecyduje się na wypłatę nagrody w 30 ratach przez 29 lat. Przy takim rozwiązaniu amerykański fiskus zabierze z wygranej znacznie mniej - podatek dochodowy będzie pobierany od mniejszej kwoty.
Ile do portfela?
Wybierając pierwszą drogę, po odliczeniu wszystkich opłat na rzecz fiskusa do portfela zwycięzcy z New Jersey trafi około 268 mln dolarów, czyli równowartość 1 037 160 000 złotych - co stanowi sumę o ok. 1,02 mld zł wyższą od tego, co trafi do polskich lottomilionerów.
Gościem TVN24 BiS była psycholog Joanna Heidtmann:
Autor: mb//km / Źródło: tvn24bis.pl, CNN Money