W Polsce nie było okresu, w którym deficyt by nie występował. Rok w rok, od 1989 w kolejnych rządach wydatki przewyższały dochody. Zdaniem niektórych ekonomistów można nawet uznać t,o jako zjawisko pozytywne. Sporo wątpliwość i pytań rodzi jednak plan zwiększania deficytu tuż przed końcem roku.
Budżet na 2015 rok miał zapisany deficyt w ok. 49,98 mld zł. Natomiast nowy rząd po objęciu władzy uznał, że brakuje jednak jeszcze dodatkowo sumy rzędu 3,9 mld zł.
Nowy gabinet tłumaczy to faktem, że dochody w rzeczywistości są dużo niższe niż te, które zaplanował ubiegły rząd. Zdaniem PiSu do wspólnej kasy wpływa o 10,52 mld zł mniej. Sytuacja jest podobna, jeśli chodzi o wydatki, które teoretycznie także są niższe o 6,6 mld od tych, które prognozowano. Mimo to, bilans i tak jest ujemny, a środki niewystarczające.
"Zostawiliśmy zdrowe finanse publiczne"
Z tymi kalkulacjami nie zgadza się Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów w rządzie Ewy Kopacz.
- Nie ma żadnej dziury Szczurka, nie ma żadnych kukułczych jaj. Daliśmy zdrowe finanse publiczne, wyszliśmy z procedury nadmiernego deficytu. Mamy deficyt 2,8 proc., mamy zadłużenie jedno z najniższych w Europie jako proc. PKB - mówiła Leszczyna w studiu TVN24 Biznes i Świat, która krytykowała decyzję o nowelizacji budżetu.
Deficyt sektora także w górę
Inwestorzy przy analizach skupiają się jednak na innym deficycie - deficycie całej gospodarki. Deficyt sektora zaplanowany na rok 2015 wynosi 2,8 proc. PKB, jednak po zmianie może wzrosnąć do 3-3,2 proc.. Taki poziom może się nie spodobać Komisji Europejskiej.
Autor: ag / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Biznes i Świat