"Jesteśmy już w kontakcie z naszymi prawnikami" - ogłosili zdenerwowani twórcy Twittera. - Takie są reguły medialnego świata, te dokumenty to tylko kolejny news - ripostuje Michael Arrington, założyciel wpływowego bloga TechCrunch, który opublikował wykradzione Twitterowi przez hakera tajne dokumenty finansowe firmy.
Informacja o hakerskiej kradzieży setek wewnętrznych dokumentów popularnego amerykańskiego serwisu Twitter poruszyła internetową branżę na całym świecie. Przede wszystkim ze względu na szczególną pozycję portalu – mikroblogowy serwis, na którym można publikować krótkie, 140-znakowe informacje, osiąga w sieci szczyty popularności.
Korzysta z niego Barack Obama, Britney Spears, Oprah Winfrey i 23 miliony innych użytkowników na całym świecie. Mimo tak dużego zainteresowania, nadal dokładnie nie wiadomo, jakie zyski przynosi Twitter i w jaki sposób właściciele serwisu mają zamiar na nim zarabiać.
Nic dziwnego, że część internetowej branży z entuzjazmem powitała okazję do zapoznania się z wykradzionymi dokumentami firmy. Wiele z nich dotyczy bowiem finansowych prognoz serwisu.
„300 dokumentów w naszej skrzynce”
Ale nie to wzbudza największe kontrowersje w sprawie „Twittergate” – jak już zdążyli nazwać aferę amerykańscy internauci. Gromy posypały się na znany blog technologiczny TechCrunch, który zdecydował się na opublikowanie kilku ciekawszych dokumentów. Poszło o dziennikarską, a właściwie „blogową” etykę.
Wewnętrzne dane Twittera trafiły do rąk redakcji (a właściwie na jej adres mailowy) od hakera, któremu udało się uzyskać dostęp do skrzynek pocztowych pracowników firmy. Zamiar ujawnienia części z ponad trzystu plików skrytykowało wielu internautów, którzy przekonywali, że tego typu dokumenty pochodzące z kradzieży nie powinny ujrzeć światła dziennego. Mimo protestów blog rozpoczął właśnie cykl publikacji informacji.
„News to coś, co ktoś stara się ukryć”
News to coś, co ktoś stara się ukryć, cała reszta to reklama Techcrunch o publikacji danych Twittera
Michael Arrington, założyciel TechCrunch, też nie ma sobie nic do zarzucenia. – Prawie codziennie publikujemy tajne informacje, często pochodzące z wycieków lub od osób zbliżonych do różnych firm. Być może jest to nieetyczne lub nielegalne. Ale w końcu to tylko prosty news – napisał na swym blogu. Uznał to za mechanizm działania przemysłu medialnego - i przypomniał kontrowersyjne materiały innych mediów takich jak Wall Street Journal.
– "News to coś, co ktoś stara się ukryć, cała reszta to reklama", jak mawiał mój guru, magnat prasowy Lord Nortcliffe – zakończył Arrington.
Twitter pójdzie do sądu?
Sprawa nie wygląda tak prosto z punktu widzenia właścicieli Twittera. Ujawnienie dokumentów może mieć swój finał w sądzie: – Jesteśmy w kontakcie z naszymi prawnikami w celu ustalenia, co ta kradzież oznacza dla Twittera, hakera i kogokolwiek, kto zdecyduje się publikować skradzione dokumenty – poinformowali twórcy serwisu.
Jednocześnie potwierdzili, że plany finansowe firmy haker rzeczywiście zdobył, włamując się do kont pracowników portalu w systemach Gmail oraz Google Docs.
Chrońmy swoje hasła
Twórcy Twittera szukają złotego środka na zmonetyzowanie swojego serwisu. Ale nie spodziewam się, żeby zaskoczyli nas czymś więcej, niż standardowym czerpaniem zysków z reklamy. Grzegorz Marczak o Twitterze
Jak tłumaczy, włamanie na konto pocztowe jest otwarciem drogi do wszystkich serwisów, w których się rejestrujemy, bo przypomnienie hasła do nich działa właśnie na zasadzie e-maila. – Warto stworzyć sobie osobną skrzynkę mailową, której będziemy używać tylko do rejestracji i przede wszystkim uważać, żeby nie korzystać wszędzie tylko z jednego hasła – radzi.
Bloger zauważa też, że wpadka Twittera to dowód na słabość trendu umieszczania ważnych informacji w sieci: – Mail nie powinien służyć do przechowywania ważnych dokumentów firmowych. Przykład Twittera pokazuje, że kompetencja pracowników firmy jest ważniejsza niż technologia. Wystarczy, że ktoś użyje zbyt prostego hasła i nasze wyniki finansowe będzie mógł oglądać cały świat.
O co ta cała afera?
Jak ma się całe zamieszanie do tajnych danych Twittera, którymi tak fascynuje się internetowy światek? Z zamieszczonych przez TechCrunch dokumentów można się m.in. dowiedzieć, że założyciele serwisu planują uruchomienie własnego reality-show. Ciekawe wydają się też finansowe prognozy firmy, choć jej szefowie juz podkreślają ich nieaktualność.
Wynika z nich, że na koniec 2010 roku Twitter ma osiągnąć zyski rzędu 140 mln dolarów, a w 2013 roku - aż 1,54 mld dolarów. Serwis spodziewa się też 25 mln użytkowników do końca tego roku (w czerwcu wg Compete.com osiągnął 23 mln) oraz miliarda (!) do 2013 roku.
- To na razie raczej fantastyka naukowa niż poważne prognozy. Serwis nie ma już tak dużej dynamiki wzrostu i to, że chce skupić w ciągu 4 lat prawie wszystkich użytkowników sieci wydaje się po prostu śmieszne. Tym bardziej, że nikomu do tej pory się to nie udało. – podsumowuje Marczak.
Źródło: BBC, Techcrunch.com, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Techcrunch.com