Twitter - najpopularniejszy na świecie serwis mikroblogowy - nie działał w czwartek przez dwie godziny. "Zostaliśmy zaatakowani przez hackerów" - napisali twórcy Twittera na oficjalnym blogu. Podobne problemy zgłaszał także Facebook.
Jak napisali twórcy serwisu, Twitter stał się celem tzw. ataku denial of service (DoS). To skoordynowany atak hackerski polegający na tym, że serwery firmy "zalewane" są z zewnątrz wielką liczbą zapytań o dane, co sprawia, że dochodzi do ich przeciążenia.
Kłopoty Twittera zaczęły się rano. Niektórym użytkownikom, którzy próbowali zalogować się na konto na Twitterze, wyświetlił się komunikat: "Przepraszamy, ale Twoje zapytanie przypomina automatyczne żądania generowane przez wirusy komputerowe lub aplikacje typu spyware. W trosce o bezpieczeństwo użytkowników nie możemy go zrealizować".
Użytkownicy serwisu nie mogli się więc na bieżąco informować o planach obiadowych, swoich miejscach pobytu, pogodzie - ani o tym, że ich ulubiony portal "padł".
Po dwóch godzinach serwis ruszył, ale z wpisu twórców na ich blogu wynika, że wciąż zmagają się z kolejnymi atakami. "Użytkownicy mogą spotkać się z tym, że strona będzie działała wolniej. Pracujemy nad tym, by przywrócić jej 100 proc. sprawności, jak szybko się da" - napisano.
Łakomy kąsek
- Sława, którą ostatnio zyskał Twitter sprawia, że jest on łakomym kąskiem dla hackerów - mówi Steve Gibson z Gibson Research Corp, firmy zajmującej się bezpieczeństwem w sieci. Twitter, który pozwala na publikowanie krótkich, 140-znakowych informacji, jest jednym z najszybciej rosnących portali w sieci. Według danych comScore, w czerwcu na całym świecie korzystało z niego już niemal 45 milionów osób.
Właśnie ze względu na tak ogromną popularność, o awarii serwisu rozpisują się media na całym świecie. Wrze także na samym Twitterze. Dwa spośród trzech najpopularniejszych tematów dyskusji na głównej stronie serwisu dotyczą właśnie ataku DoS. W każdym z nich powstaje kilkadziesiąt nowych wpisów na minutę. "Jak to się mogło stać?!", "Czemu oni nam to robią" - piszą zrozpaczeni użytkownicy.
Wielu z nich uważa, że atak ma związek z kłopotami innego globalnego portalu społecznościowego - Facebooka. Także on informował dziś pewnych problemach, ale po południu czasu polskiego można się tam już było zalogować bez trudu.
- To wygląda na zbyt duży zbieg okoliczności. Oba zaatakowane serwisy są niezwykle popularne, oba mają podobne funkcje - mówi Gibson. Jak dodaje, nie jest wykluczone, że za kłopotami obydwu portali, stoją te same osoby.
Kto zaatakował?
Kto to może być? Na razie nie wiadomo, ale internauci spekulują, że mógł to być tzw. atak DDoS (Distributed denial of service). Atak DDoS jest odmianą ataku DoS polegającą na jednoczesnym atakowaniu ofiary z wielu miejsc. Służą do tego najczęściej komputery-zombie, zwykle należące do nieświadomych właścicieli, nad którymi przejęto kontrolę przy użyciu specjalnego oprogramowania (różnego rodzaju tzw. boty i trojany). Na zdalny sygnał komputery zaczynają jednocześnie atakować system ofiary, zasypując go fałszywymi próbami skorzystania z usług, jakie oferuje. Może się więc okazać, że Twittera, nieświadomie zaatakowali... jego użytkownicy. Na taką możliwość wskazuje także wielu ekspertów.
Przypadek Twittera to już kolejny tego typu atak w ostatnim czasie. W lipcu z podobnymi problemami borykało się wiele dużych portali w USA (np. strona Białego Domu) i Korei Południowej. Zdaniem południowokoreańskich służb wywiadowczych, za tamtymi atakami stała Korea Północna, ale inne źródła nie potwierdziły tych posądzeń.
Źródło: BBC News, PAP, Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: monkeyworks.wordpress.com