Jeszcze rano wyglądało na to, że po wtorkowym rekordzie frank zamierza ustanowić nowy. Zwłaszcza, że do dotychczasowych przyczyn jego umacniania się doszła kolejna - obniżenie przez agencję Moody’s do poziomu śmieciowego ratingu Irlandii. Jednak jeszcze przed godz. 10 na rosnącym wykresie ceny franka nastąpił zwrot, po godz. 11 był on już tańszy niż na wtorkowym zamknięciu. Po południu kurs znów jednak zaczął rosnąć.
W wtorek w nocy Moody's obniżył rating Irlandii z poziomu Baa3 do Ba1, który oznacza, że wypłacalność tego kraju może być wątpliwa. Tym samym Irlandia dołączyła do Portugalii i Grecji, których dług ma tzw. śmieciowy rating.
Analitycy Moody's argumentują swoją decyzję tym, że Irlandia może potrzebować kolejnej międzynarodowej pomocy po wygaśnięciu obecnego programu finansowego wsparcia w końcu 2013 roku. W zeszłym roku Zielona Wyspa musiała przyjąć 85 mld euro pomocy finansowej z Unii Europejskiej oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Władze w Dublinie skrytykowały decyzję Moody's, podkreślając, że jest ona odosobiona w tej niskiej ocenie wypłacalności Irlandii, a inne agencje ratingowe - jak Fitch, czy Standard and Poor's - uważają, że obligacje irlandzkie są nadal warte inwestowania.
Świnie szkodzą Europie
Irlandia jest kolejnym krajem, którego dług trafił "do śmieci". W połowie czerwca Standard & Poor's wrzucił tam zobowiązania Grecji, a na początku lipca Moody's - zobowiązania Portugalii. Irlandia, Grecja i Portugalia należą wraz z Hiszpanią i Włochami do grona potencjalnych europejskich bankrutów określanych mianem "świń" - PIIGS od angielskich nazw krajów: Portugal, Italy, Ireland, Greece, Spain (Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja, Hiszpania). Z tego grona na razie jedynie Włochy i Hiszpania nie stoją na skraju bankructwa, choć w ostatnich dniach wzrosły obawy o sytuację Italii, której rząd waha się, czy przyjąć niezbędny program oszczędnościowy.
Zmiana ratingu krajów z grupy PIIGS zawsze skutkuje osłabieniem euro i umocnieniem się franka, uważanego przez inwestorów za "bezpieczną przystrań".
Tak było i tym razem. Po wczorajszym "rekordowym poranku", kiedy kurs szwajcarskiej waluty poszybował w ciągu dwóch godzin o 10 groszy do poziomu 3,51 zł, popołudnie przyniosło lekkie uspokojenie. Notowania zakończyły się na cenie 3,44 zł. W środę o świcie, kiedy znów zaczął ruszać handel, frank skoczył do 3,46 zł, a później jeszcze o grosz.
W górę i w dół
Przed godziną 10 sytuacja zaczęła się jednak zmieniać, a na pół godziny przed południem frank kosztował już "tylko" 3,43 zł. Powód tego zwrotu nie był do końca uzasadniony, bo w problemach Europy, a zwłaszcza krajów PIIGS nie rozwiązał się ani jeden supeł.
Wykres, choć dość konsekwentnie, to nie podążał jednak w nowym kierunku zbyt długo. Ok. godziny 12.30 nastąpił kolejny zwrot i frank znów zaczął drożeć, by po godzinie wrócić do poziomu 3,46 zł, a nawet 3,47 zł.
Co będzie dalej? Nie wiadomo. Jak mówiła w z kolei TVN CNBC członek zarządu Narodowego Banku Polskiego Małgorzata Zaleska, obecny kurs franka wobec złotego nie ma podstaw makroekonomicznych. - Obserwujemy zmiany kursów walutowych, ale źródło tych zmian tkwi przede wszystkim w rynkach międzynarodowych. Nie ma podstaw makroekonomicznych do tego, jak obecny kurs się kształtuje - powiedziała.
Źródło: tvn24.pl na podstawie kilku stron internetowych