Belgia sprzedała obligacje za 2 mld euro. Po tym jak w piątek agencja ratingowa Standard & Poor's obniżyła wiarygodność kredytową kraju, rząd w Brukseli musiał jednak za nie słono zapłacić nabywcom. Rentowności poszybowały powyżej 5,4 proc.
Średnia rentowność sprzedanych dziś 10-letnich obligacji wyniosła 5,659 proc. Oprocentowanie siedmiolatek kształtowało się na poziomie 5,462 proc. Tymczasem jeszcze w ubiegłym roku rentowność belgijskich obligacji wynosiła tylko nieco więcej niż 3 proc.
Rentowność to oprocentowanie, jakie dany rząd oferuje inwestorom za zakup obligacji. Ponieważ pieniądze ze sprzedaży obligacji trafiają zazwyczaj na spłatę zadłużenia powstałego w wyniku sprzedaży poprzednich papierów, rentowność nazywana jest często ceną, za jaką państwo obsługuje swój dług. Im gorsza kondycja finansowa państwa i większe prawdopodobieństwo, że zbankrutuje i długów nie spłaci, tym wyższe muszą być rentowności, by chcieli je kupić inwestorzy.
Wzrost rentowności belgijskich obligacji to reakcja rynku na ciągły brak porozumienia politycznego, które powoli zaczyna zagrażać stabilności gospodarczej kraju, a także piątkową decyzję agencji ratingowej Standard & Poor's, która obniżyła wiarygodność kredytową Belgii do poziomu AA z AA+. Decyzję tę wytłumaczono problemami belgijskiego systemu bankowego i niezdolnością rządu do odpowiedzi na wyzwania ekonomiczne.
Nowy budżet
Rynków nie uspokoiło nawet to, że w sprawie budżetu na przyszły rok 2012 w sobotę porozumieli się negocjatorzy sześciu flamandzkich i walońskich partii politycznych. W niedzielę ogłosił to prowadzący negocjacje francuskojęzyczny socjalista Elio di Rupo.
Porozumienie toruje drogę do utworzenia rządu, którego Belgia nie ma od ponad 18 miesięcy, ma pozwolić Belgii na uniknięcie kary nałożonej przez UE. Komisja Europejska zagroziła niedawno Belgii karą 700 mln euro, jeśli do połowy grudnia belgijskie władze nie przedstawią sposobów na redukcję deficytu.
O porozumieniu dosyć sceptycznie pisze jednak nawet belgijska prasa. "Zbyt późno, bez chluby, w atmosferze niewiarygodnego popłochu, ale jednak negocjatorzy w końcu uzgodnili coś, co w krótkim czasie sprosta wymaganiom Europy. Pokazali też, że po 531 dniach nasz kraj zacznie być rządzony" - podkreśliła komentatorka francuskojęzycznego dziennika "Le Soir" Beatrice Delvaux. "To budżet z konieczności, a nie projekt społeczeństwa" - dodała.
"Budżet zawiera jeszcze tyle niedomówień i ciemnych stron, że będąc zupełnie obiektywnym, trudno jest powiedzieć, czy to zwycięstwo czy porażka (...). W każdym razie zło już się stało. Rynki straciły zaufanie (do Belgii)" - podkreślił inny francuskojęzyczny dziennik "La Libre Belgique".
Flamandzki "De Morgen" stwierdził natomiast, że budżet jest "niezaprzeczalnym zwycięstwem Elio Di Rupo". "Żadna lewicowa partia w Europie nie otrzymała tak wiele w czasach obecnego kryzysu" - napisał komentator dziennika Martin Buxant.
Duże cięcia
Kwestia budżetu była ostatnią dużą przeszkodą na drodze do porozumienia rządowego między socjalistami, flamandzką chadecją oraz francuskojęzycznymi i flamandzkimi liberałami. W wyniku 17-godzinnych negocjacji uzgodniono m.in., że deficyt budżetowy w Belgii w 2012 roku spadłby do poziomu 2,8 proc. PKB (z 3,6 proc. prognozowanych w tym roku), co wymaga oszczędności wysokości 11,3 mld euro w samym 2012 roku.
Źródło: TVN CNBC, PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu