NSZZ "Solidarność" chce, by jej członkami mogli być pracujący na umowach-zleceniach i o dzieło, czyli na tzw. umowach śmieciowych. Pracodawcy są przeciwni - informuje "Rzeczpospolita".
Związkowcy zaczęli batalię od wystąpienia do Międzynarodowej Organizacji Pracy, by zbadała, czy polskie przepisy nie naruszają międzynarodowych konwencji. - Z naszych analiz wynika, że przepisy międzynarodowe dają pracownikom zatrudnionym na tzw. umowach śmieciowych większe prawa niż polskie - mówi ekspert "S" Marcin Zieleniecki.
"Też muszą mieć swoją reprezentację"
Forum Związków Zawodowych, nie czekając na odpowiedź, skierowało do Komisji Trójstronnej postulat zmian w ustawie o związkach zawodowych. - Mamy do czynienia z rosnącą tendencją do zatrudniania dużych grup pracowników na umowy cywilnoprawne. Osoby takie powinny mieć więc swoją reprezentację - mówi szef FZZ Tadeusz Chałka.
Zmiany dotyczyłyby prawie 800 tys. osób, czyli co 20. zatrudnionego. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w zeszłym roku tyle osób pracowało wyłącznie na umowę o dzieło i zlecenie.
Pracodawcy na nie, politycy przychylni
Pracodawcy nie są zachwyceni tym pomysłem. - To nie najszczęśliwsze rozwiązanie. Pracownicy na umowach cywilnoprawnych mogą się zrzeszać w innych formach, np. w stowarzyszeniach. Nie ma powodu, żeby były to akurat związki zawodowe - ocenia wiceszef BCC Zbigniew Żurek.
Minister pracy Jolanta Fedak deklaruje, że nie ma nic przeciwko temu projektowi. Jak podkreśla, ustawa o związkach zawodowych ma już 20 lat i gdy powstawała, nie było problemu zatrudnionych na umowach śmieciowych.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24