W większych miastach zaczyna brakować chętnych do pracy - zauważa "Gazeta Wyborcza". A będzie jeszcze gorzej, jeśli przedsiębiorcy nie będą elastyczni, bo to pracownicy rządzą dziś rynkiem pracy. Potrzebują stabilnego zatrudnienia i więcej pieniędzy.
W Warszawie jest praca, ale nie ma na nią chętnych. Brakuje kucharzy, kelnerów i sprzedawców. A wszystko z powodu kiepskich warunków finansowych oferowanych przez właścicieli firm.
- Wszyscy dziś mówią o rynku pracy, że to rynek pracowników - mówi Aneta Wojtaś-Jakubowska z portalu Pracuj.pl. - Taka tendencja w największych miastach jest widoczna od kilku miesięcy. Coraz częściej, gdy w witrynie sklepu pojawia się ogłoszenie o pracę, nikt nie odpowiada.
- Jeszcze dwa lata temu poziom bezrobocia w Warszawie sięgał 6 proc. Przynajmniej od półtora roku bezrobocie spada też w powiatach na Mazowszu. I pracodawcy zaczęli mieć problemy. Przedtem to oni narzucali stawki i warunki pracy. Dziś proponują podobne wynagrodzenie co w tamtym okresie, a przecież sytuacja się zmieniła - mówi Aleksander Kornatowski, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy
Czy ktoś przesadza?
Pracodawcy twierdzą nawet, że stolica, w której bezrobocie spadło już do 3,2 proc., deprawuje i rozpieszcza. Spójrzmy do danych Urzędu Statystycznego w Warszawie z października tego roku. Ceny żywności rosną z miesiąca na miesiąc. W porównaniu z jesienią 2006 (kasza i kurczaki zdrożały o prawie jedną trzecią. masło (z olejem, czyli tańsze) i ser żółty o 25 proc., mąka i mleko o blisko 18 proc. Staniał cukier i warzywa.
Tymczasem przeciętne wynagrodzenie brutto w przedsiębiorstwach to 3995 tys. zł. To o 6,9 proc. więcej niż we wrześniu i 8,9 więcej niż przed rokiem. Poszły w górę pensje we wszystkich branżach. Najmniej w handlu i naprawach (4,3 proc.).
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24