Choć w Sejmie trwa debata nad nowelizacją tegorocznego budżetu, to znaczna część wystąpienia ministra Jacka Rostowskiego dotyczyła już budżetu 2010. Zarzucił on władzom NBP, że "wybiórczo stosują standardy" i ukrywają zyski, które mogłyby poratować państwową kiesę.
- Nie będzie żadnego skoku na kasę, niezależność banku centralnego jest świętością - zapewniał minister finansów, przypominając, że od lat Platforma Obywatelska była strażnikiem niezależności Narodowego Banku Polskiego. Zaraz potem jednak zaczął mówić o pieniądzach ze skarbca banku. - Rząd Donalda Tuska chce tylko, aby NBP rzetelnie stosował standardy europejskiego banku centralnego, co nakazuje mu ustawa - stwierdził.
Zdaniem Rostowskiego, już w roku 2008 NBP do zasad Europejskiego Banku Centralnego "podszedł wybiórczo" - i zysku nie wykazał, przez co do tegorocznego budżetu nie wpłynęło 2 mld zł. Jeśli podobnie postąpi także teraz, to również może swojego zysku nie ujawnić.
Tymczasem, według szacunków rządu, w rzeczywistości zyski Narodowego Banku Polskiego mają sięgnąć "kilkunastu milionów złotych". Taka kwota przekazana do budżetu - według słów ministra - pozwoli uniknąć konieczności radykalnych oszczędności i ewentualnych podwyżek podatków.
Prezydent nie może być liderem opozycji
Partie konkurują między sobą, aby przedstawić najlepsze rozwiązania i przekonać do siebie wyborców, ale prezydent nie powinien być liderem opozycji. Powinien współpracować z rządem w walce z kryzysem. minister Jacek Rostowski
Rostowski zaapelował też do prezydenta, by pomógł rządowi przeprowadzić Polskę przez kryzys. - Mam nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński wzniesie się ponad interes partii politycznej, z której się wywodzi i wesprze rząd w drugiej fazie walki z kryzysem - powiedział.
- Weto czyni z prezydenta Rzeczpospolitej efektywnie trzecią izbę władzy ustawodawczej. Tak naprawdę bez jego zgody nie można zmienić ustaw i nie będzie możliwe skuteczne przeprowadzenie Polski przez kryzys - podkreślił minister. Dodał, że weto daje prezydentowi wielką władzę, a ona wymaga odpowiedzialności.
- Partie konkurują między sobą, aby przedstawić najlepsze rozwiązania i przekonać do siebie wyborców, ale prezydent nie powinien być liderem opozycji. Powinien współpracować z rządem w walce z kryzysem - zaznaczył minister.
"Dobrze, że czekaliśmy"
Wcześniej Rostowski mówił o nowelizacji tegorocznego budżetu. Przypomniał, że już w październiku 2008 r. zapowiadał, że jeśli będzie to konieczne, rząd nie zawaha się przed nowelizacją. - W następnych miesiącach kryzys wybuchł z całą siłą, potężniej niż spodziewał się świat i nie pozostał bez wpływu na naszą gospodarkę - przyznał.
- Dopiero teraz można jednak przeprowadzić nowelizację budżetu, która nie będzie wymagała kolejnej nowelizacji - powiedział Rostowski. - Polska musiała najpierw udowodnić, że prowadzi odpowiedzialną politykę gospodarczą - dodał, niejako uprzedzając zarzuty opozycji, że czyni to zbyt późno.
Jak podkreślił, rząd przedstawia nowelizację dopiero, gdy nastąpiła stabilizacja kryzysu. - Teraz rząd może precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, jakie cele mogą być zrealizowane w całości, jakie częściowe, a jakie przesunięte na następne lata i przedstawić nowelizację odpowiedzialności, która minimalizuje skutki kryzysu na Polską gospodarkę - mówił. Jak wyjaśnił, w pierwszym półroczu było to niemożliwe, bo sytuacja zmieniała się w tym okresie bardzo dynamicznie. - Nowelizacja w styczniu - to nieodpowiedzialność i zgadywanka. Nowelizacja teraz, gdy mamy twarde dane za pierwsze półrocze, to wiedza i roztropność - podkreślił.
Oszczędności i rozwój
Minister dodał także, że pakiety antykryzysowe wprowadzone w innych krajach nie były skuteczne i podkreślił, że skuteczna okazała się rządowa strategia oszczędności. Jako dowody wymienił otrzymanie przez Polskę elastycznej linii kredytowej MFW i udaną emisję obligacji dolarowych.
Rostowski zaznaczył, że nowelizacja budżetu jest jednocześnie "nowelizacją rozwoju". - Przyjęto w niej zasadę, że nie spadną dochody pracowników budżetówki, utrzymane zostaną wydatki na cele społeczne i wydatki rozwojowe, przede wszystkim na infrastrukturę. Utrzymane zostaną także podwyżki dla nauczycieli - wyliczył.
- To nowelizacja odpowiedzialności, stabilizacji, wiarygodności, solidarności i rozwoju - podsumował.
Deficyt w górę
Najważniejsze z zapowiadanych zmian to zwiększenie deficytu z 18 do 27 miliardów złotych oraz cięcia w wydatkach na ponad 21 miliardów złotych.
Rząd został zmuszony do nowelizacji budżetu, gdy tegoroczne wpływy budżetowe okazały się niższe od planowanych o 30,1 mld zł (dochody z podatków mają być mniejsze o 46,6 mld zł). Oprócz wyższego deficytu i oszczędności w wydatkach sięgnięto też po wyższe dywidendy ze spółek, w których Skarb Państwa ma udziały.
Co dalej z ustawą budżetową?
Po pierwszym czytaniu, projekty zmian trafią do komisji sejmowych, które będą nad nimi pracować do 17 lipca, przygotowując m.in. swoje opinie dla komisji finansów publicznych.
Na ich podstawie komisja sporządzi sprawozdanie. 17 lipca mogłoby odbyć się drugie czytanie projektu na forum Izby. Po drugim czytaniu, gdyby zgłoszone zostały wnioski, to odbędzie się posiedzenie komisji finansów publicznych, która przygotuje nowe sprawozdanie. 18 lipca miałoby się odbyć trzecie czytanie i głosowanie. Gdy Sejm zaakceptuje projekt nowelizacji, to ustawa zostanie przekazana do Senatu.
Akceptacja Senatu oznacza faktyczne wejście ustawy w życie - ustawa budżetowa jest jedyną, której nie może zawetować prezydent.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP