- Przy obecnych temperaturach awaria w elektrowni w Turowie nie ma wpływu na pracę całego systemu elektroenergetycznego - uważają eksperci. Nie są natomiast zgodni, czy w razie upałów nie będzie zagrożenia dla pokrycia zapotrzebowania na prąd.
Wchodzące w skład Polskiej Grupy Energetycznej Elektrownia Turów oraz Kopalnia Węgla Brunatnego Turów w skutek zakłóceń spowodowanych obfitymi opadami deszczu w niedzielę zmuszone zostały do znaczącego ograniczenia produkcji. Obecnie pracują tylko dwa z siedmiu bloków elektrowni Turów, a zapasy węgla pozwalają na utrzymanie ich w˙ruchu przez ok. tydzień. Jak informuje spółka, cały czas trwają prace zmierzające do przywrócenia pracy kopalni. Szacuje się, że pełne wydobycie będzie możliwe w ciągu kilku dni.
Sierpniowy "dołek"
W opinii prof. Władysława Mielczarskiego, eksperta z Politechniki Łódzkiej, awaria elektrowni w Turowie ma niewielkie znaczenie dla krajowego systemu energetycznego. - To jest ubytek rzędu 1000 MW, czyli ok. 5 proc. dziennego zapotrzebowania na energię, podczas gdy najniższa rezerwa mocy w systemie to ok. 15 proc. dziennego zapotrzebowania - powiedział. Wyjaśnił, że nie ma w tej chwili upałów, a wiele osób jest na urlopach, w związku z tym zapotrzebowanie na prąd jest mniejsze.
Profesor powiedział, że nawet jeśli nastąpi nawrót upałów, to nie będzie zagrożenia dla dostaw energii. - Upały są groźne w czerwcu, gdy ludzie jeszcze pracują i zużycie energii jest duże. Wrażliwy okres jest jeszcze do końca lipca, ale w sierpniu jest "dołek", jeśli chodzi o zapotrzebowanie, ponieważ jest to okres wakacyjny, a noce są już chłodne - wyjaśnił.
Po powodzi groźniejszy upał
Natomiast zdaniem prof. Krzysztofa Żmijewskiego z Politechniki Warszawskiej, nie można powiedzieć, że sytuacja jest do końca bezpieczna. - Po wyłączeniu większości bloków w Turowie sytuacja nie jest tak bezpieczna, jak była. Przy obecnej temperaturze jesteśmy bezpieczni, ale gdy przyjdą upały i zaczną pracować klimatyzatory, zapotrzebowanie na energię znacznie wzrośnie - powiedział. Jego zdaniem, wzrost ten to kilkaset MW, ale - jak zauważył - "niektórzy mówią, że nawet 1 tys. MW".
Żmijewski wskazał, że w czasie upałów problemem jest nie tylko wzrost zapotrzebowania na energię, ale też chłodzenie elektrowni. - Są dwie klęski żywiołowe: powódź i upał. Teraz w Turowie zalało zbiornik z wodą chłodząca, ale w czasie upałów zbiornik może po prostu wyschnąć - zauważył.
Prąd wraca
Jak zapewnił rzecznik PSE Operatora Dariusz Chomka, sytuacja krajowej sieci przesyłowej jest "stabilna i pod kontrolą". Dodał, że jeżeli chodzi o ograniczenia w dostawach prądu na południu kraju, to wynikają one z awarii sieci niskich i średnich spowodowanych ulewami. Za usunięcie awarii odpowiedzialne są regionalne spółki dystrybucyjne. Wyjaśnił, że brakujące moce w Turowie są uzupełniane przez elektrownie w Bełchatowie, Połańcu i Dolnej Odrze.
Resort spraw wewnętrznych poinformował w komunikacie, że obecnie na Dolnym Śląsku bez prądu pozostaje 1220 odbiorców, ale "systematycznie zwiększa się także liczba odbiorców, którym przywrócono dostawy energii elektrycznej". Resort wskazuje też, że sytuacja hydrologiczna i prognoza pogody dla tego obszaru są korzystne.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: kontakt