Pracownicy publicznej służby zdrowia w Wielkiej Brytanii zakończyli w południe w poniedziałek czterogodzinny strajk przeciwko brakowi podwyżek płac. Protestujący zapewniali, że akcja nie wpłynęła na bezpieczeństwo pacjentów.
Członkowie dziewięciu branżowych związków zawodowych odeszli od łóżek pacjentów o godzinie 8. Wśród strajkujących byli m.in. pielęgniarki, położne i pracownicy pogotowia. Nie zgadzają się z decyzją władz, które nie wprowadziły w życie powszechnych podwyżek o 1 proc., które postulował niezależny organ zajmujący się analizą wynagrodzeń w służbie zdrowia. - Decyzje władz (o braku podwyżek) miały fatalny wpływ na nastroje. Czują się niepotrzebni, nie mieli podwyżek od czterech lat - tłumaczył BBC sekretarz generalny związku Unison Dave Prentis. Przypomniał, że władze zignorowały wcześniejsze ekspertyzy niezależnej instytucji wskazującej na konieczność wprowadzenia wyższych płac w sektorze służby zdrowia.
Jeszcze ostrzej
Czterogodzinny strajk poprzedza dalsze formy protestu, które będą polegać m.in. na odmowie pracy po godzinach i korzystaniu ze wszystkich dostępnych przerw. Akcja ma trwać przez sześć dni od wtorku. Władze w Londynie zdecydowały się przyznać jednoprocentowe podwyżki tym pracownikom służby zdrowia, którym nie przysługiwały automatyczne wzrosty wynagrodzeń. Tymi z kolei byli premiowani ci pracownicy, którzy rozwijali się zawodowo. Związki uważają, że wzrost wynagrodzeń powinien dotyczyć wszystkich pracowników służby zdrowia. Dziewięć związków zawodowych pracowników służby zdrowia zrzesza ponad 400 tysięcy osób. Szacują, że w poniedziałkowym proteście wzięło udział około 12,5 tys. osób.
Autor: mn / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu