Rozmowy z Komisją Europejską w sprawie przyszłości Stoczni Gdańskiej są obecnie "o wiele bardziej przyjazne" niż poprzednio - oświadczył wiceminister gospodarki Paweł Poncyliusz. Chodzi o spór o finansowanie stoczni, jaki toczy się na linii Warszawa - Bruksela.
Poncyliusz przyznał jednak, że wciąż nie wie, jaką kwotę Stocznia Gdańska musiałaby oddać, gdyby KE zażądała zwrotu pomocy publicznej udzielonej stoczni. Mówi się o 60, ale też o 160 mln zł. - Jeśli rządowi polskiemu nie uda się wynegocjować pozytywnej decyzji, akceptującej pomoc udzieloną Stoczni Gdańskiej, to stocznia popadnie w tarapaty finansowe - zaznaczył Poncyliusz.
Wiceminister przypomniał, że stocznia w ostatnich tygodniach przekazała KE wiele dokumentów świadczących o tym, że zamknięcie dwóch pochylni oznaczałoby utratę rentowności zakładu.
Zamknięcie pochylni to jeden z warunków stawianych przez KE. Inaczej nie zaakceptuje ona pomocy publicznej dla Stoczni Gdańskiej. Dwa pozostałe warunki to prywatyzacja i zmniejszenie mocy produkcyjnych.
Choć rząd proponował KE, by prywatyzacja Stoczni Gdańskiej odbyła się do połowy 2008 r. to ostatecznie przystał na obecny termin - koniec 2007 r. Komisja Europejska chce, by prywatni inwestorzy objęli 75 proc. akcji Stoczni. Zainteresowanymi są ukraiński Związek Przemysłowy Donbasu i włoski armator FVH.
W lipcu Komisja Europejska postawiła ultimatum, dając Polsce miesiąc na przedstawienie planów redukcji mocy produkcyjnych Stoczni Gdańskiej. Do 21 sierpnia br. miał zostać przesłany plan uwzględniający m.in. zamknięcie dwóch z trzech pochylni. W razie niespełnienia ultimatum Polska musiałaby zwrócić udzieloną jej przez rząd pomoc publiczną.
Źródło: PAP