Im większe miasto, tym mniejsze bezrobocie - ta zasada działa nawet w czasach kryzysu. Tyle, że teraz osób bez pracy w metropoliach przybywa dwa razy szybciej, niż w reszcie kraju - zauważa "Puls Biznesu".
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika paradoksalnie, że gdyby bezrobocie w całym kraju rosło w takim tempie jak w 10 największych miastach, to jego stopa na koniec listopada wyniosłaby 14,2 proc., a nie 11,4 proc.
W dziesięciu największych miastach Polski liczba bezrobotnych od listopada 2008 roku do listopada 2009 roku wzrosła o ponad 61 proc. W tym samym czasie grono wszystkich Polaków bez pracy powiększyło się tylko o niespełna 30 proc.
Wśród dziesiątki największych miast najszybciej bezrobocie rośnie w Gdańsku i Szczecinie - dwóch miastach stoczniowych. Zadziwiająco stabilny jest natomiast rynek pracy w Lublinie. Grono bezrobotnych powiększyło się tam przez rok tylko o 25 proc.
Klątwa metropolii w kryzysie
W czasie największego wzrostu gospodarczego w dużych miastach powstawało najwięcej miejsc pracy, dlatego przed kryzysem to właśnie tu był największy przerost zatrudnienia. Nie dziwi więc, że firmy z dużych miast są zmuszone najmocniej redukować zatrudnienie sędzimir o pracy
Ponadto w aglomeracjach częściej niż w mniejszych miastach działają duże firmy, a to właśnie one najmocniej redukowały etaty.
Źródło: "Puls Biznesu"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24