Polscy internauci mogą mieć niebawem podobny problem, co ich amerykańscy koledzy protestujący przeciwko regulacjom SOPA i PIPA. Nasz rząd zamierza 26 stycznia podpisać kontrowersyjne międzynarodowe porozumienie ACTA, dotyczące m.in. walki z piractwem i podróbkami. Organizacje pozarządowe biją na alarm, że ograniczy ono wolność w internecie i pozwoli na inwigilację internautów. Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni prosi premiera o ponowną dyskusję w tej sprawie.
Spotkanie ws. ACTA (czyli Anti-Counterfeiting Trade Agreement), która zdaniem wielu europejskich środowisk prawniczych i pozarządowych może prowadzić do ograniczenia wolności słowa w internecie, odbędzie się prawdopodobnie w najbliższy wtorek po posiedzeniu rady ministrów. Ma w nim uczestniczyć premier, minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz minister spraw zagranicznych
W piątek minister Boni zwrócił się do premiera z prośbą o dyskusję na temat porozumienia, ponieważ jego zdaniem są pewne wątpliwości w tej sprawie. Zgłosiła je m.in. grupa Dialog, czyli forum wymiany opinii rządu z organizacjami społecznymi. - Środowiska internetowe w Polsce mówią o tym, że są niemile zdziwione tym, że działo się to trochę poza konsultacjami i informacją – twierdzi minister.
Internet wrze. Będzie strajk polskiej Wikipedii?
- Wiedzieliśmy o tym, że prawdopodobnie nie da się uniknąć podpisania porozumienia, mimo tego, że od dłuższego czasu próbowaliśmy temu zapobiec – mówi tvn24.pl Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon, jednej z organizacji grupy Dialog. – Ale dużym zaskoczeniem jest dla nas to, że stanie się to właściwie za kilka dni, a także sposób, w jakim o tym zdecydowano - dodaje.
W sieci również wrze. Internauci obawiający się cenzury sieci i blokowania niewygodnych stron, organizują się na blogach i w serwisach społecznościowych. Na Facebooku strony pod hasłem "Nie dla ACTA" zrzeszają już ponad 10 tysięcy członków.
Dużą popularnością cieszy się także wzór listu, który można wysłać ws. ACTA do posłów ze swojego okręgu. Internauci zapowiadają zorganizowanie protestu w Warszawie. Polska Wikipedia zastanawia się nad wyłączeniem witryny na wzór swojego amerykańskiego odpowiednika, który tak w środę protestował przeciw SOPA i PIPA.
Decyzja bez uwag. "To słabość demokracji"
Informacja o tym, że polski rząd popisze ACTA 26 stycznia w Tokio, pojawiła się dopiero w ten czwartek. Mimo tego, że Rada Ministrów na wniosek Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego wyraziła na to zgodę już 25 listopada ubiegłego roku.
Stało się to jednak w tzw. trybie obiegowym. Resort kultury wysłał 2 dni przed końcem kadencji starego rządu dokument do innych resortów z prośba o uwagi. Uwag – zapewne ze względu na zmianę ekipy rządowej - nie było. W związku z tym uchwałę przyjęto już w nowej kadencji. Zwykły obywatel łatwo nie mógł się o tym dowiedzieć – jak wskazują organizacje pozarządowe, dokumenty ws. ACTA na stronach ministerstwa kultury pojawiły się dopiero 2 dni temu.
Sposób w jaki polski rząd wydał zgodę na podpisanie porozumienia dziwi organizacje pozarządowe, bo jak wskazuje Szymielewicz, premier jeszcze w maju i czerwcu publicznie obiecywał im przeprowadzenia otwartej, merytorycznej dyskusji na ten temat. – To dowód na słabość naszej demokracji. Państwo nie potrafi informować i dyskutować z obywatelami o istotnych dla ich funkcjonowania, choćby w internecie, decyzjach – mówi.
Cenzura internetu?
A zdaniem środowisk społecznych jest o czym dyskutować. Kontrowersje wokół ACTA narastają od lat. Prace nad dokumentem na szczeblu europejskim rozpoczęto już w 2007 roku, ale negocjacje trzymano w tajemnicy. Dopiero przy okazji przecieków Wikileaks opinia publiczna dowiedziała się, czym może być porozumienie, które oprócz krajów UE mają podpisać także m.in. USA, Australia, Japonia i Szwajcaria.
Niektórzy europejscy prawnicy i specjaliści zaczęli bić na alarm – ich zdaniem przyjęcie ACTA może prowadzić do blokowania legalnych i wartościowych treści dostępnych w internecie, a tym samym ograniczenia wolności słowa. Bardziej radykalne środowiska zaczęły mówić wprost o planowanej cenzurze internetu.
"ACTA tylko pogorszy sprawę"
Polskie organizację wskazują, że z dokumentów może wynikać m.in. monitorowanie działań abonenta przez dostawców internetu, odcinanie użytkowników od sieci, ujawnianie ich danych osobowych na niejasnych warunkach.
Szymielewicz podkreśla, że już teraz często nie wiadomo, kiedy w świetle prawa każdy z nas może zostać uznany za pirata internetowego. - ACTA tylko pogorszy tę sytuację niepewności. Wprawdzie może nie zmieniać prawa, ale też nie naprawi go tak, aby w kontekście piractwa było ono jasne. A wręcz przeciwnie, doprowadzi do tego, że będzie ono jeszcze silniej egzekwowane - mówi.
Organizacje: Przełożyć podpisanie
Ministerstwo kultury jest innego zdania. Wyjaśnia, że ACTA zawiera szereg przepisów gwarantujących, że stosowanie umowy nie będzie prowadzić do naruszania praw podstawowych, w tym prawa do prywatności i wolności słowa. A także, że żaden przepis porozumienia nie wprowadza wymogu blokowania legalnych treści w internecie. W swoim stanowisku MKiDN podkreśla, że katalog praw własności intelektualnej, za których naruszenie mogą być nakładane sankcje karne, jest w prawie polskim szerszy niż w ACTA.
- Nasza fundacja i inne organizacje miały już kilka sporów z ministerstwem, w którym upierało się ono przy własnej wykładni prawa. Ale niezależni arbitrzy, jak np. ostatnio GIODO, w końcu nam przyznawali rację – komentuje w rozmowie z tvn24.pl Szymielewicz. I twierdzi, że tak duży spór, jak w przypadku ACTA, powinny rozstrzygać niezależne instytucje takie jak np. Europejski Trybunał Sprawiedliwości.
- Rewolucją byłoby, gdyby Polski rząd skierował zapytania do Trybunału, co sądzi na temat ACTA, czy Polska powinna je podpisywać i czy jest ono zgodne z prawem europejskim. Albo ruch premiera, który zdecyduje się na przełożenie podpisania dokumentu - mówi szefowa Fundacji Panoptykon.
"Każdy może zaprotestować"
Polski podpis ACTA to krok w stronę przyjęcia porozumienia na szczeblu krajowym. Na poziomie europejskim wszystko rozstrzygnie się, kiedy przyjdzie czas na ratyfikację dokumentu przez Parlament Europejski.
- Będziemy walczyć dalej – zapowiada Panoptykon i mówi, że każdy zainteresowany tematem może przyłączyć się do protestów. Można m.in., przekonywać europarlamentarzystów, żeby odrzucili porozumienie. Fundacja wraz z kilkoma innymi organizacjami przygotowuje wzór apelu do europosłów i przystępne materiały informacyjne.
- Podobne rzeczy dzieją się też w innych krajach np. we Francji, Niemczech, Holandii. Sprawa jest jeszcze do wygrania – twierdzi Szymielewicz.
Monika Borycka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: youtube.com, mac.gov.pl