Nawet 5 miliardów złotych może być warta polska piłka nożna za 7 lat. Na razie jednak żaden klub Orange Ekstraklasy nie przynosi zysków - wszystkie drużyny ratują pieniądze otrzymywane od sponsorów. Finansową stronę polskiej piłki sumuje "Rzeczpospolita".
- Wartość polskiego rynku piłki nożnej do 2012-2015 roku powinna wzrosnąć 5-10 razy - wylicza Wojciech Kostrzewa, prezes Grupy ITI, do której należy Legia Warszawa. Klub jest zadłużony u swojej spółki-matki na 75 mln złotych. Mimo to Kostrzewa zapowiada, że grupa nadal chce finansować Legię.
- Dokładamy do klubu przez cztery lata i będziemy dokładać przez kolejne cztery, ale jeśli spełnią się nasze prognozy dotyczące rynku piłkarskiego w Polsce, okaże się, że była to dobra inwestycja - ocenia prezes ITI.
Wartość polskiego rynku piłki nożnej do 2012-2015 roku powinna wzrosnąć 5-10 razy Wojciech Kostrzewa, prezes Grupy ITI
Reklamodawcy już zarabiają
Zarobek to jeszcze pieśń przyszłości. Obecnie polskie kluby z dużym trudem co roku walczą o domknięcie swych budżetów. - Gdyby nie główny sponsor, Korona Kielce nie miałaby szans na funkcjonowanie w ekstraklasie - przyznaje Maciej Topolski, rzecznik firmy Kolporter - współwłaściciela kieleckiego klubu.
Zaznacza przy tym, że nawet, jeśli perspektywa zysku ma się pojawić, to nie w najbliższym czasie.
"Rzeczpospolita" podlicza, że przeciętny budżet klubu grającego
Gdyby nie główny sponsor, Korona Kielce nie miałaby szans na funkcjonowanie w ekstraklasie Maciej Topolski, rzecznik Kolportera
Pieniądze pochodzą od Canal+, który ma wyłączne prawo do transmisji ligowych spotkań. Swoje kluby w niewielkim stopniu wspierają kibice - kupując bilety. Niektóre kluby dorabiają na sprzedaży pamiątek, inne ratują się, sprzedając piłkarzy.
Resztę dają reklamodawcy. I jak na razie zarabiają tylko oni.
Kibice kluczem do zysku
Jak wyliczyła firma Pentagon Research, tylko w marcu marki reklamodawców przy okazji transmisji i skrótów telewizyjnych pojawiły się na antenach 33 tysiące razy. Wykupienie czasu reklamowego dającego taki efekt kosztowałoby 47 mln złotych. - Na pewno jest to znacznie tańsze od spotów reklamowych - ocenił Topolski.
Jednak "przemysł piłkarski" działa jak system naczyń połączonych. A kluczem do niego są kibice: i ci przychodzący na stadion, i ci siedzący w domu. Wykupujące reklamy na banerach czy koszulkach firmy zapłacą tym więcej, im więcej będzie widzów, zarówno na trybunach, jak i przed telewizorami.
Podobnie z telewizjami transmitującymi spotkania. Canal+ przez najbliższe trzy lata zapłaci klubom po 115-120 mln zł rocznie. To ponad dwa razy więcej, niż w kończącym się sezonie, przypomina "Rzeczpospolita". - Aby w piłce pojawiły się zyski, musi nastąpić rewolucja. Od oczyszczenia atmosfery związanej z aferą korupcyjną po zmianę zachowań kibiców i przyciągnięcie znacznie większej ich ilości na mecze - uważa Topolski.
Wzorem mogą być duże kluby angielskie, które często w połowie są finansowane z zakupionych przez kibiców biletów.
Źródło: "Rzeczpospolita"