WIG20 kontynuował w środę wzrosty, które jednak pod koniec dnia zostały ograniczone słabym otwarciem giełd w Stanach Zjednoczonych oraz złymi danymi makro z rynku amerykańskiego. Ostatecznie główny indeks warszawskiej giełdy zyskał na zamknięciu 1,24 proc.
Pierwsze minuty dzisiejszej sesji w Warszawie przebiegały stanowiły kontynuację rozpoczętego wczoraj ruchu wzrostowego, który doprowadził WIG20 do maksymalnego poziomu 2.456,4 pkt. Tym samym od poniedziałkowego otwarcia kurs indeksu grupującego największe spółki warszawskiego parkietu zyskał 8,4 proc.
To pokłosie plusów na Wall Street
- Tak dobry początek możliwy był dzięki zakończonym po zielonej stronie notowaniom na Wall Street. Tamtejszy DJIA oraz S&P500 zyskały odpowiednio 4,68 proc. oraz 5,42 proc., co spowodowało, iż amerykańskim indeksom udało się odrobić ponad połowę poniedziałkowych strat - skomentował dla ISB Marcin Stebakow, analityk Beskidzkiego Domu Maklerskiego.
Rósł nawet KGHM
Na początku handlu w Warszawie, spośród spółek z WIG20 najaktywniej rosły banki - PKOBP, Pekao SA, BRE Bank i BZ WBK, a także KGHM, który ostatnio notował duże straty. CZYTAJ WIĘCEJ
- Podczas sesji europejscy inwestorzy reagowali na publikacje danych makro z rynku europejskiego, wśród których poznaliśmy odczyt indeksów PMI dla sektorów produkcyjnych: Francji, Niemiec oraz całej Strefy euro, dla których wskazania okazały się nieco gorsze od prognozowanych - uważa Stabakow.
O godz. 11. opublikowana została stopa bezrobocia w krajach Eurolandu, która wyniosła w sierpniu 7,5 proc., przy oczekiwaniach rynkowych na poziomie 7,4 proc.
Cios zza oceanu
- W tym czasie WIG20 konsolidował się w rejonie swoich maksymalnych poziomów z dorobkiem plus 2,5 proc. Sytuacja ta możliwa była dzięki sporemu wzrostowi spółek, które mają największy udział w indeksie.
Jednakże otwarcie giełd w USA po czerwonej stronie spowodowało, iż warszawski parkiet zaczął systematycznie tracić na wartości. Gwoździem do trumny okazał się gorszy od oczekiwanych odczyt amerykańskiego indeksu ISM sektora produkcyjnego obrazujący kondycję przemysłu za wrzesień, który wskazał wartość 43,5 pkt przy prognozie 50 pkt - ocenił analityk BDM.
Nie bez znaczenia była też nerwowość inwestorów, którzy oczekują na głosowanie Senatu nad Planem Paulsona II. CZYTAJ WIĘCEJ
Europa odpowiada spadkiem...
Europejskie parkiety, podobnie jak WIG20 zareagowały spadkiem, który przyczynił się do tego, iż WIG20 zakończył sesję na poziomie 2.413,8 pkt, notując dzienny wzrost wynoszący 1,24 proc. WIG zyskał 1,11 proc. i wyniósł 37.783,08 pkt. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,23 mld zł.
...a Ameryka tylko trochę pesymistyczna
Tymczasem środowa sesja na giełdzie w Nowym Jorku ostatecznie zakończyła się umiarkowanymi spadkami. Inwestorzy najwyraźniej wyczekiwali na głosowanie w amerykańskim Senacie nad zrewidowanym planem ratunkowym dla sektora finansowego.
Wskaźnik największych spółek Dow Jones, który w ciągu dnia obniżył się o ponad 200 punktów, następnie odrobił straty i na zamknięciu odnotował zniżkę o 19,59 pkt. (0,18 proc.) do poziomu 10831,07.
Szersze wskaźniki także osłabiły się. Standard & Poor's 500 stracił 5,30 pkt. (0,45 proc.) i wyniósł 1161,06. Technologiczny Nasdaq obniżył się o 22,48 (1,07 proc.) do pułapu 2069,40.
W Rosji też czerwono
Pod znakiem lekkiego spadku cen akcji przebiegały także w środę sesje na dwóch największych giełdach w Rosji - RTS i MICEX. Indeks RTS stracił 1,88 proc. i wyniósł na zamknięciu 1189,06 pkt. Natomiast wskaźnik MICEX zjechał o 1,02 proc. - do poziomu 1027,66 pkt.
Według analityków, oba wskaźniki były pod wpływem niestabilnej sytuacji na giełdach zachodnich. Inwestorzy - twierdzą analitycy - czekają na wieści z Waszyngtonu dotyczące planu ratowania systemu finansowego USA.
Baryłka za 70 dolarów?
Tymczasem rosyjski wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin oświadczył w środę, że jeden z głównych wskaźników gospodarczych Ameryki, indeks Dow Jones, będzie nadal zniżkował. Jego zdaniem spadek ten potrwa pół roku. Kudrin podkreślił, że nieuchronnie odbije się to także na rosyjskim rynku papierów wartościowych.
Szef resortu finansów Rosji ostrzegł również, że gospodarka rosyjska będzie też musiała stawić czoło spadkowi cen ropy naftowej i napływu kapitału. Ceny ropy - według niego - mogą zjechać nawet do 70 dolarów za baryłkę.
Kudrin ocenił też, że rubel nie będzie się dalej umacniał.
Źródło: bankier.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES