Paraliż szkół oraz transportu publicznego, nieczynne sądy, szpitale przyjmują tylko nagłe wypadki. W środę rozpoczęła się kulminacja greckich protestów. Na dwie doby ma stanąć cały sektor publiczny.
Pracownicy greckiego sektora publicznego rozpoczęli swój protest przeciwko zwolnieniom, wymaganym przez międzynarodowych wierzycieli Grecji.
Około południa planowane są uliczne demonstracje pod hasłem "Nieustająca walka przeciw polityce oszczędnościowej". Oczekuje się, że promy, stanowiące często jedyny środek transportu między licznymi greckimi wyspami, będą kursowały normalnie. Strajk nie wpłynie też na pracę banków, hoteli i taksówek.
Ochroniarze, nauczyciele, urzędnicy
Już od poniedziałku strajkują nauczyciele szkół średnich i szkolni ochroniarze, którzy sprzeciwiają się rządowym planom uszczuplenia sektora publicznego.
Zgodnie z tzw. planem mobilności, część z nich musi być gotowa na przeniesienie do szkół w innej części kraju lub ewentualne zwolnienia. Do końca roku władze greckie muszą objąć tym planem 25 tys. pracowników sektora publicznego.
We wtorek do protestujących dołączyli wykładowcy akademiccy, pracownicy kas emerytalnych i kas chorych, a także pracownicy urzędów pośrednictwa pracy.
"Bezrobocie sięga 28 proc."
Rozpoczęty 48-godzinny strajk generalny ma za zadanie skłonić rząd grecki do wycofania się z niepopularnych posunięć oszczędnościowych wymaganych przez międzynarodowych pożyczkodawców zadłużonej Grecji - Międzynarodowy Fundusz Walutowy, euroland i Europejski Bank Centralny.
Wśród warunków stawianych Grecji przez wierzycieli znalazła się nie tylko redukcja rozdętego sektora publicznego, ale także znaczne cięcia wynagrodzeń i emerytur osób zatrudnionych w sektorze budżetowym oraz podwyżki podatków.
Reformy są bardzo dotkliwe dla Greków. W kraju, który od sześciu lat pogrążony jest w recesji, bezrobocie sięga 28 proc.
Autor: mg/jk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA