Na cud gospodarczy podobny jak w Irlandii na razie nie mamy co liczyć. - Mamy inne warunki niż Irlandczycy - powiedziała w TVN CNBC Biznes Elżbieta Bieńkowska, kandydatka na ministra rozwoju regionalnego.
Jeśli porównamy się z Hiszpanią, to wyglądamy dużo lepiej - uważa Bieńkowska. Jej zdaniem, na wykorzystanie unijnych pieniędzy źle też wpływa silna złotówka. - Nie jesteśmy w strefie euro i musimy je przeliczyć. Czasem przez to mamy więcej środków, czasem mniej. Wprawdzie różnica kilku groszy na kursie wydaje się niewielka, to w setkach milionów euro robi ogromne wrażenie. Mocny złoty jest problemem, ale nic na to nie poradzimy - dodała.
Jej zdaniem, Polska potrafi wykorzystać fundusze unijne, ale przeszkodą na tej drodze stoją przepisy. - Trzeba je uprościć - powiedziała Bieńkowska. Chodzi o ustawę o zamówieniach publicznych oraz tę dotyczącą nabywania gruntów pod budowę dróg. - Problem też w tym, że powoli zaczyna brakować wykonawców. Niebawem popłynie strumień pieniędzy, ale trzeba pomyśleć, kto ma zrealizować planowane inwestycje - stwierdziła kandydatka na ministra.
Nowa minister zapewnia, że drastycznych zmian w resorcie rozwoju regionalnego nie będzie.
"Trupa w szafie nie ma"
Bieńkowska ubolewa nad tym, że stracimy część unijnych pieniędzy z lat 2004-06. Zapytana przez "Gazetę Wyborczą", czy w resorcie, który obejmie, czeka jakiś "trup w szafie", odpowiada: - Nie wydaje mi się. Ale dodaje: - Jeden problem już znam: musimy intensywnie myśleć o wydawaniu środków unijnych w 2008 roku. To jest ostatni rok, w którym wolno nam będzie wydawać euro, które dostaliśmy z poprzedniej unijnej perspektywy budżetowej na lata 2004-06.
- Już teraz powinniśmy otwarcie powiedzieć, że w programach w latach 2004-06 mogą być straty. Trzeba to jednak dokładnie sprawdzić - część pieniędzy unijnych może trzeba będzie zwrócić - mówi Bieńkowska i wyjaśnia, że stanie się tak z winy obowiązującego przez te lata systemu.
Na przykład regiony, gdy rozdzielały pieniądze, miały prawo tylko do trzyprocentowej "nadkontraktacji". Czyli mogły podpisać umowy na realizację projektów o wartości większej o 3 proc. od kwoty, którą dany region dostał do dyspozycji. W trakcie realizacji tych projektów były duże oszczędności wynikające ze spadających cen, rywalizacji między wykonawcami o kontrakty, itp. Te oszczędności były rzędu nawet 20 proc. i teraz mogą przepaść. Jedyną możliwością uratowania tych pieniędzy jest zwiększenie dofinansowania do już zakontraktowanych projektów.
Bieńkowska twierdzi, że sposób podziału blisko 70 miliardów unijnych euro na lata 2007-13, jaki został przygotowany i wynegocjowany z Brukselą przez odchodzący rząd, jest zły. - My, czyli regiony, ten podział od początku kontestowaliśmy, że zdecydowanie za mało pieniędzy trafi do regionów. Poprzedni rząd obiecał, że będzie ich więcej. A ostatecznie będzie mniej. W perspektywie budżetowej na lata 2004-06 do regionalnych programów operacyjnych trafiło prawie co trzecie euro z przyznanych nam funduszy. Teraz rząd postanowił, że regiony dostaną 24 proc. funduszy. To błąd. Nie przekonuje nas tłumaczenie odchodzącego rządu, że jest jeszcze specjalny program operacyjny dla tzw. ściany wschodniej, i że pieniądze z programów centralnych będą inwestowane właśnie w regionach.
Przyszła szefowa resortu rozwoju regionalnego dziś jest dyrektorką Wydziału Rozwoju Regionalnego w Urzędzie Marszałkowskim w Katowicach.
Źródło: TVN CNBC Biznes, gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES