Tysiące demonstrantów wyszło na ulice Barcelony, sprzeciwiając się przeciwko masowym zwolnieniom w tamtejszej fabryce koncernu Nissan. - Niech to będzie ostrzeżenie dla innych oportunistycznych firm, wykorzystujących kryzys do planowania zwolnień - przekonywał szef hiszpańskich związkowców.
Obserwatorzy nie mają wątpliwości - to jeden z największych protestów w Barcelonie na przestrzeni ostatnich lat. Na ulice stolicy Katalonii wyszli pracownicy fabryki Nissana i ich rodziny. Protestujący nazwali władze koncernu "przemysłowymi terrorystami".
Koncern ogłosił wcześniej konieczność redukcji zatrudnienia w swoich dwóch zakładach w Barcelonie - Zona Franca i Motorell. Redukcja ma do 2010 roku dotknąć prawie 1,7 tysiąca osób - zatrudnienie straci co trzeci pracownik.
"Poważny konflikt społeczny"
Sekretarz generalny Związkowej Konferencji Komitetów Robotniczych Joan Coscubiela ostrzegł władze koncernu przed "poważnym konfliktem społecznym". - Protesty te są ostrzeżeniem dla innych oportunistycznych firm, które, wykorzystując obecny kryzys, mogą planować zwolnienia - tłumaczył.
Coscubiela zażądał, aby lokalne władze Katalonii zapobiegły masowym zwolnieniom w Nissanie. - Rząd Katalonii wie, że redukcje pracownicze są nie do usprawiedliwienia - dodał.
Nissan robi swoje
Władze fabryki pozostają nieugięte. Dyrektor generalny Nissana w Hiszpanii Fumiaki Matsumoto usprawiedliwiał decyzję trudnościami w uzyskiwaniu kredytów, wzrostem cen ropy naftowej oraz koniecznością ograniczenia emisji spalin.
- Plan transformacji firmy, oprócz redukcji zatrudnienia, zakłada produkcję samochodów mniejszych i mniej zanieczyszczających środowisko - tłumaczy Matsumoto.
Źródło: PAP