Ministrowie ze wszystkich krajów UE nie osiągnęli porozumienia się w sprawie nowej dyrektywy o czasie pracy. Jej projekt m.in. miał różnicować pracę lekarzy na aktywną i stanie czuwania.
Unijni ministrowie pracy debatowali nad dyrektywą w sprawie nowelizacji przepisów o tygodniowym czasie pracy. Portugalia, kierującą obecnie pracami Unii, proponowała m.in. aby stworzyć możliwość zawarcia porozumienia między pracodawcą a pracownikiem o dłuższym niż 48-godzinny tygodniowym czasie pracy.
Ponadto projekt określał zasady dyżurów dla niektórych zawodów, takich jak lekarze czy strażacy, odróżniając czas aktywnej pracy od czasu czuwania, oraz wprowadzając elastyczne zasady odpoczynku po dyżurze (obecnie obowiązuje minimum 11-godzinnna przerwa).
Warszawa dążyła do liberalizacji przepisów i popierała propozycje Portugalii. Zgodnie z nimi w niektórych przypadkach możliwe byłoby wydłużenie tygodniowego czasu pracy nawet do 65 godzin.
Fiasko negocjacji oznacza, że od nowego roku wszystkie kraje muszą dostosować swoje przepisy do obecnie obowiązującej dyrektywy, ustalającej limit tygodniowy na 48 godzin. Biorący udział w negocjacjach polski wiceminister pracy Kazimierz Kuberski uznał, że brak porozumienia nie oznacza jeszcze dramatu. Według niego wciąż obowiązuje stara dyrektywa, a polska dostosowała do niej swoje przepisy.
- Mamy już nowelizację ustawy do ZOZ-ach, która wchodzi, chyba wchodzi w życie pierwszego stycznia - mówił w rozmowie z dziennikarzami.
Wspomniane przez wiceministra przepisy w rzeczywiście formalnie obowiązują, ale nie wiadomo, czy ostatecznie wejdą w życie: resort zdrowia rozważa opóźnienie wejścia w życie ustawy, zmieniającej zasady dyżurów lekarskich. Jeśli Polska w nowym roku utrzyma sprzeczne z unijnym prawem przepisy, wtedy teoretycznie grozi jej sprawa przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Wielokrotnie przestrzegała przed tym Komisja Europejska.
Źródło: tvn24.pl, PAP, Polskie Radio
Źródło zdjęcia głównego: TVN24