Turcja na wniosek sądu zablokowała w czwartek dostęp do Twittera, kilka godzin po tym, jak premier kraju Recep Tayyip Erdogan zagroził, że "wyrwie z korzeniami Twittera i pozostałe sieci (społecznościowe)". Premier Recep Tayip Erdogan groził, że podobny los spotka także inne popularne portale społecznościowe. - Nie obchodzi mnie, co powie na to międzynarodowa opinia publiczna - powiedział Erdogan. Z tą decyzją nie zgadza się prezydent Turcji Abdullah Gul. Polityk napisał na Twitterze, że "nie do przyjęcia jest, aby całkowitym zakazem objąć platformę społecznościową".
Wojna wydana mediom społecznościowym przez rząd turecki jest reakcją na sposób, w jaki zostały one użyte przez przeciwników premiera, którzy właśnie tam od kilku miesięcy rozpowszechniają kolejne odcinki korupcyjnego skandalu.
Nagrań o korupcji publikowanych w sieci słucha cała Turcja, jak popularnej opery mydlanej. Jednak zamiast fikcyjnych postaci biorą w niej udział znane osobistości tureckiej polityki, biznesu, a także mediów.
Zbyt popularne piosenki
- "Załatwiłeś to synku?" - pada w jednym z nich pytanie zadane głosem, który brzmi jak głos Erdogana.
- "Wszystkiego upłynnić nie dałem jeszcze rady" - odpowiada głos przypisywany jednemu z jego synów, Bilalowi. "Mamy jeszcze 30 milionów. Ale jest kilka pomysłów. 25 milionów możemy dać Ahmetowi Celikowi, a za resztę możemy na przykład kupić mieszkanie w Sehrizarze. Co o tym myślisz tatusiu?"
W innym nagraniu jeden z asystentów premiera podaje swojemu rozmówcy, znanemu biznesmenowi, cenę 15-minutowego spotkania w cztery oczy z Erdoganem - pół miliona lir. A w jeszcze innym sam premier w rozmowie z ministrem sprawiedliwości nalega na szybkie wydanie wyroku sądowego przeciwko znanemu magnatowi medialnemu, który nie zawsze publikuje wiadomości korzystne dla rządzącej partii.
Wieści o kolejnych nagraniach, komentarze i reakcje, szybko obiegają całą Turcję, w której według ostatnich danych ponad 50 procent społeczeństwa (40 milionów) ma dostęp do internetu, 22 miliony używają Facebooka, 13 milionów jest na Twitterze, a 69 milionów ma telefony komórkowe.
Siła mediów
Popularne konta na Twitterze, takie jak Haramzadler (Syn Złodzieja) czy Bascalan (Naczelny Złodziej), zapowiadają zwykle zawczasu tematykę i czas publikacji kolejnych odcinków. Pod zapowiedziami często pojawiają się specyficzne życzenia odbiorców typu: "Nie publikuj tego dziś o 9 wieczorem, bo w telewizji jest mecz. Lepiej puść to jutro, będzie więcej rozgłosu".
Media społecznościowe są także używane dla organizowania demonstracji przeciw rządowi, informowania społeczeństwa o wydarzeniach publicznych, ignorowanych przez oficjalne media, a także jako alternatywny sposób prowadzenia kampanii wyborczej. - Tradycyjne media są prawie w całości zdominowane przez rząd - mówi Cem Toker, lider liberalnej Partii Demokratycznej. - Bez mediów społecznościowych, wiele informacji w ogóle by do ludzi nie docierała - dodaje.
Zaczęło się od śmierci
Kiedy 11 marca w Stambule zmarł po 269 dniach śpiączki 15-letni chłopiec Berkin Elvan, który doznał obrażeń podczas czerwcowych zamieszek na Placu Taksim w obronie drzew w parku Gezi, wieść o jego śmierci dotarła dzięki Twitterowi do 70 milionów ludzi na całym świecie, a w pogrzebie uczestniczyły tysiące ludzi. Natomiast w czasie samych demonstracji w parku Gezi, liczba dziennych tweetów na ten temat sięgała przeciętnie 12 milionów dziennie.
Premier Erdogan oskarża portale społecznościowe o "fabrykowanie" nagrań audio, sugerujących korupcję w szeregach jego partii i twierdzi, że są one kontrolowane przez wrogie rządowi, a nawet całemu państwu tureckiemu, elementy pod przywództwem charyzmatycznego kaznodziei muzułmańskiego Fethullaha Gulena. Gulen, który mieszka w Stanach Zjednoczonych i do niedawna był uważany za jednego z głównych sprzymierzeńców premiera, kiedy ten rozprawiał się z dominującą do tej pory w polityce turecką armią, zapewnia jednak, że nie ma z tym nic wspólnego.
"Tweetler"
Twitter, który ma swoją główną siedzibę w San Francisco, na wieść o blokadzie, wysłał do swoich użytkowników w Turcji wiadomość z instrukcją, jak wysyłać tweety za pomocą telefonów komórkowych, a Facebook wypełnił się dowcipami wymierzonymi w Erdogana, który w środowiskach opozycyjnych zyskał teraz przydomek "Tweetler".
Przeciwko prezydentowi
Z decyzją premiera Erdogana nie zgadza się prezydent Turcji Abdullah Gul. Polityk napisał na Twitterze, że "nie do przyjęcia jest, aby całkowitym zakazem objąć platformę społecznościową". Uważa on, że decyzja sądu, aby zablokować dostęp do serwisu Twitter jest niekorzystna.
Prezydent Gul stwierdził, że tylko poszczególne strony internetowe powinny być zablokowane jeżeli sąd stwierdzi, że naruszają one prywatność danej osoby. Gul ma też nadzieję, że obecna blokada nie będzie trwała długo.
Autor: msz//gry / Źródło: PAP