Deweloperzy będą mogli sami wystawiać tzw. certyfikaty energetyczne budowanym przez siebie budynkom. Zgodnie z prawem unijnym, certyfikaty takie powinni sporządzać niezależni fachowcy. Ale z rządowego projektu podczas prac w komisjach zniknęły odpowiednie zapisy. Eksperci już alarmują: przyjęte przez Sejm rozwiązania w tej sprawie zakwestionuje Komisja Europejska.
Jak podkreśla "Dziennik Gazeta Prawna", w rządowym projekcie ustawy wprowadzającej certyfikaty energetyczne wprowadzono zakaz wystawiania dokumentów określających odporność budynków na utratę ciepła przez deweloperów, firmy budowlane i innych uczestników procesu budowlanego.
W Sejmie, podczas prac w komisjach, wyłączenia te z ustawy jednak wypadły. Deweloperzy i projektanci budynków wbrew pierwotnym intencjom rządu będą mogli oceniać właściwości energetyczne zaprojektowanych czy wybudowanych przez siebie obiektów.
Lobby działa
To jawne nadużycie uprawnień i naruszenie unijnych przepisów – grzmią prawnicy. Sprawa skończy się w Komisji Europejskiej i może nas drogo kosztować – dodają. Za legislacyjny bubel obwiniają posłów, komisję sejmową i lobbystów z branży urbanistyczno-architektonicznej.
– Dopuszczenie do sytuacji, w której deweloper ocenia energochłonność własnego budynku, jest jaskrawym naruszeniem przepisów Dyrektywy 2002/91/WE Parlamentu Europejskiego i Rady – tłumaczy w rozmowie z "DGP" Piotr Pawlak, dyrektor zarządzający firmy doradczo-konsultacyjnej BuidDesk Polska.
Kluczowe znaczenie w tej dyrektywie ma artykuł, który stanowi, że charakterystyka energetyczna budynków ma być realizowana przez niezależnych ekspertów.
– W rządowym projekcie nowelizacji znajdował się art. 52, ust 3. Określał on pięć grup, które nie mogły w konkretnym przypadku sporządzać świadectwa energetycznego. Niestety, przyjęta nowelizacja wprowadza zakaz sporządzania świadectw tylko dla dwóch z tych grup – właścicieli i osób, którym przysługuje spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu. Wyjęcie spod zakazu pozostałych grup grozi nieprawidłowościami w sporządzaniu świadectwa – obawia się Pawlak.
Będą nieprawidłowości
Dodaje on, że dzięki przyjętemu w nowelizacji rozwiązaniu, certyfikatorami mogą być pracownicy biur deweloperskich lub pracowni projektowych, bezpośrednio związani z procesem inwestycyjnym. To legislacyjny skandal i przyszłe źródło nieprawidłowości na rynku budowlanym - podkreśla "DGP". – Może to spowodować chęć dopasowania informacji zawartych w świadectwie do potrzeb konkretnego projektu lub do niewłaściwie wykonanych prac budowlanych – tłumaczy w rozmowie z gazetą Pawlak.
Tzw. certyfikat energetyczny określa wartość energii zużywanej rzeczywiście lub szacowanej do spełnienia różnych potrzeb związanych z użytkowaniem budynku. Wartość ta obejmuje ilość energii niezbędnej do ogrzewania, przygotowania ciepłej wody użytkowej, chłodzenia, wentylacji, a w przypadku obiektów użyteczności publicznej także oświetlenia.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24