Prawdopodobnie posłowie będą musieli zacząć sami płacić za taksówki. W Sejmie trwają nerwowe obliczenia, jak można ograniczyć budżet Kancelarii Sejmu - pisze "Polska".
W swoim exposé premier Donald Tusk zapowiedział radykalne obcięcie kosztów utrzymania władzy. A obcinać jest z czego. Poprzedni marszałek Sejmu Ludwik Dorn zaakceptował pod koniec ubiegłej kadencji projekt budżetu na 2008 r. przewidujący 420 mln zł wydatków. To o 70 mln więcej niż w tym roku. Większość tych pieniędzy miała pójść na inwestycje – remonty, nowy budynek magazynowo-biurowy i ogrodzenie Sejmu. Samo ogrodzenie miało kosztować 5,5 mln zł, ale w poprawionym projekcie budżetu Kancelarii Sejmu na pewno nie będzie na nie pieniędzy. Ważą się losy nowego budynku, w którym m.in. miałaby być badana korespondencja wpływająca do Sejmu, np. pod kątem obecności wąglika.
Obecny marszałek Bronisław Komorowski rozmawia na temat oszczędności z szefową Kancelarii Sejmu Wandą Fidelus-Ninkiewicz. W spotkaniach uczestniczy też poseł Jerzy Budnik (PO), szef sejmowej komisji regulaminowej i spraw poselskich. – Już znaleźliśmy 20 mln zł oszczędności i szukamy dalej – mówi Budnik.
Marszałek Komorowski jest zdecydowany zabrać posłom darmowe przejazdy taksówkami. W ciągu roku Kancelaria Sejmu zaoszczędzi na tym około 150 tys. zł. O wiele więcej kosztują podatników podróże posłów po kraju. Poseł – teoretycznie tylko w drodze do Sejmu i z powrotem – nie płaci bowiem za bilety autobusowe, kolejowe (ma prawo do podróżowania pierwszą klasą) ani lotnicze. Za te przejazdy LOT otrzymuje od Sejmu około 6 mln zł rocznie, PKP i Wars – ponad 2 mln zł, a PKS – 128 tys. zł. Ale tych przywilejów posłowie nie zamierzają sobie zabierać.
Źródło: "Polska", APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24