E-myto miało uszczelnić system poboru opłat za korzystanie z dróg przez transport ciężki. Za niemal 5 mld zł zbudowano system niespotykany w Europie, bo tak "uszczelniony", że kary płaci coraz więcej kierowców aut osobowych - pisze poniedziałkowa "Rzeczpospolita". Według gazety wystarczy niewielka przyczepka podłączona do terenówki, by właściciel auta naraził się na karę za brak opłat.
To efekt ustawy o drogach publicznych, która nakazuje płacić myto za przejazdy autostradami i wybranymi odcinkami dróg krajowych kierowcom pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej (DMC) powyżej 3,5 tony.
1 lipca 2011 roku wszystkie takie pojazdy - także prywatne vany, terenówki czy półciężarówki z przyczepami, które "w zestawie" przekraczają dopuszczalny tonaż - objął system elektronicznego poboru opłat, tzw. e-myta. Brak opłat oznacza słone kary (najczęściej wlepiają je inspektorzy Inspekcji Transportu Drogowego). Mandat to 3 tys. zł, czyli tyle, ile w podobnej sytuacji płaci kierowca 30-tonowego tira.
Sprzeczne z prawem?
Jak pisze "Rzeczpospolita", nasze przepisy są jednak sprzeczne z unijną dyrektywą z 17 maja 2006 r., której definicja "pojazdu" nie obejmuje aut o DMC poniżej 3,5 ton. Czyli w praktyce aut osobowych i małych dostawczaków wożących na przyczepkach konie, łódki, sprzęt motorowodny czy choćby quada. Tymczasem w Polsce takich kierowców karze się jednak surowo na równi z kierowcami tirów.
Jak donosi gazeta, skali problemu dowodzi liczba odwołań od nałożonych kar. W ciągu pierwszych trzech miesięcy obowiązywania e-myta, niemal co szósty z 1422 odwołujących się był kierowcą osobówki z przyczepą. W końcu roku już niemal co trzeci.
Nie ma urządzenia
Jednak, jak twierdzi "Rzeczpospolita", nawet gdyby kierowca osobówki z przyczepą chciał taką opłatę wnieść, to nie miałby jak. Wszystko dlatego, że w takich samochodach, przypomina "Rz", w większości nie ma urządzeń do poboru e-myta (pojazdy - nie tylko osobowe - nie są standardowo wyposażane w urządzenia typu viaBOX. Urządzenia te są, zgodnie z przepisami, wypożyczane kierowcom i to na kierującym pojazdem ciąży obowiązek wyposażenia auta w takie urządzenie - red.)
Dodatkowo duża część kierowców nie wie, że w ogóle musi płacić. Według "Rzeczpospolitej" punktów rejestrujących i przyjmujących opłaty jest w całej Polsce tylko 16 - po jednym na województwo, a e-myta nie da się też uiścić bezpośrednio przed wjazdem na drogi płatne. Resort transportu nie planuje jednak żadnych zmian w przepisach. Jednak jak powiedziała w rozmowie z tvn24.pl rzeczniczka prasowa GDDKiA Urszula Nelken, punktów rejestrujących i przyjmujących opłaty jest więcej - w samym centrum Warszawy pięć. Urządzenie można też doładować przed wjazdem na każdą płatną drogę, dodała Nelken.
System e-myta obejmuje sieć 1560 km dróg. Stawki opłaty wynoszą 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr autostrad i dróg ekspresowych oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dróg krajowych. Więcej za przejazd płacą samochody ciężkie i mocno zanieczyszczające środowisko, a lżejsze i przyjaźniejsze środowisku - mniej. Po pięciu miesiącach funkcjonowania systemu operator zebrał ponad 320 mln zł wpływów. Prognoza na pierwsze sześć miesięcy sięga 400 mln zł. Koszt budowy i obsługi systemu w latach 2011-2018 wyniesie 4,9 mld zł.
Źródło: Rzeczpospolita, PAP
Źródło zdjęcia głównego: A4 materiały prasowe