Od 303 do nawet 417 mld zł będzie musiał dopłacić budżet w latach 2011–2015 do świadczeń z ZUS - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna". To - w wariancie pesymistycznym - ponad 80 mld zł rocznie. Ta sytuacja, to wynik fali "młodych emerytów", którzy zaczęli brać świadczenia w ostatnich latach. - Problem trzeba traktować poważnie, choć przychody ZUS powinny być wyższe od prognoz - mówi szef doradców premiera Michał Boni.
ZUS potrzebuje coraz większych dotacji, aby wypłacać świadczenia – wynika z najnowszej prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zakład szacuje, że deficyt administrowanego przez niego FUS wyniesie w latach 2011–2015 co najmniej 303 mld zł. Maksymalnie – 417 mld zł. Ostatnia pięcioletnia prognoza szacowała deficyt FUS (w latach 2009–2013) na kwotę od 216 do 334 mld zł.
Brakuje na emerytury
W skład FUS wchodzą cztery fundusze – emerytalny, rentowy, wypadkowy i chorobowy. To do nich wpływają poszczególne składki opłacane przez ubezpieczonych. Odpowiadają też za wypłatę świadczeń. Jednak ze składek wpływa mniej pieniędzy, niż FUS wydaje na świadczenia. Dlatego jest dotowany z budżetu. W tym roku dotacja ma być rekordowa i wyniesie 38 mld zł. Oprócz tego FUS wyda 7,5 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej i pożyczy w bankach lub budżecie około 4 mld zł.
Z prognozy FUS wynika, że największy deficyt ma fundusz wypłacający emerytury. W ciągu najbliższych pięciu lat wyniesie minimum 232 mld, a maksymalnie aż 297 mld zł.
– Jego zła sytuacja to efekt wielu czynników, choć na większość z nich miała i ma wpływ polityka rządów – zauważa Wiktor Wojciechowski z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Tłumaczy, że np. w roku 2005 (po demonstracjach górników pod Sejmem i przed wyborami) i w 2007 (też przed wyborami) rządzący podejmowali decyzję o wydłużaniu o kolejny rok przywilejów emerytalnych. W efekcie na wcześniejsze emerytury masowo odchodziły 55-letnie kobiety i 60-letni mężczyźni. Na przykład w 2008 roku ZUS przyznał 340 tys. nowych emerytur, z tego większość osobom, które nie osiągnęły wieku emerytalnego.
We wzroście nadzieja
To, że problem jest poważny, przyznaje minister Michał Boni. Zaznacza, że przy ustalaniu budżetu na rok 2010, pierwsza kalkulacja dotycząca bilansu przychodów i wydatków w ZUS również wynosiła około 70 mld zł.
- To trzeba obserwować, to jest ważny sygnał. (...) Zawsze obciążenie jakie ZUS przedstawia jest zagrożeniem - powiedział w radiowej Trójce Boni.
Według niego, te pesymistyczne prognozy biorą się z tego, iż ZUS, kalkulując wydatki, wziął do wyliczeń wzrost gospodarczy na poziomie 1 proc. - tak jak zapisano w budżecie. Tyle, że jak szacują ekonomiści i instytucje międzynarodowe nasze PKB urośnie trochę więcej.
- ZUS jest zobowiązany do tego - i bardzo dobrze - żeby takie projekcje w układzie i horyzoncie pięcioletnim przedstawiać. Dlatego, że traktując to jako prognozę ostrzegawczą, pozwala nam zastanawiać się, jakie mogą i jakie muszą być dotacje do budżetu zusowskiego w roku 2011 - tłumaczył Boni.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24