Amerykańska agencja marketingowa znalazła się pod ostrzałem krytyki po tym, gdy wykorzystała bezdomnych w roli żywych hotspotów.
Wszystko miało związek z konferencją technologiczną South by Southwest w Austin w stanie Teksas. Firma BBH Labs wyposażyła 13 bezdomnych w specjalne urządzenia pozwalające łączyć się internetem, wizytówki i T-shirty z ich imieniem, np. "Cześć, jestem Clarence, hotspot 4G".
Wszyscy uważają, że dostaję twardym końcem kija, ale ja sam tak nie myślę. Kocham rozmawiać z ludźmi, a to jest praca. Uczciwy dzień pracy i płaca. Clarence, bezdomny zatrudniony jako hotspot
Bezdomnym powiedziano, że mają chodzić po najbardziej zatłoczonym obszarze, na którym odbywała się konferencja i oferować dostęp do internetu za swoim pośrednictwem (za sugerowaną cenę 2 dol. za 15 minut). W zamian dostawali 20 dolarów dziennie i wszystkie datki, które dostali od ludzi w zamian za udostępnienie im bezprzewodowego internetu.
Ostra krytyka...
Projekt został nazwany "Homeless Hotspot" (bezdomny hotspot) i został przez firmę określony jako "eksperyment dobroczynny". Jednak od razu znalazł się pod ostrzałem krytyki.
Tim Carmody z portalu Wired określił pomysł jako "całkowicie problematyczny" i uznał, że brzmi to jak "coś z mrocznej, satyrycznej dystopii science fiction".
Co na to zainteresowani?
W poniedziałek z pomysłu tłumaczył się Saneel Radia, dyrektor ds. rozwoju BBH Labs. Podkreślił, że nie jest to wykorzystywanie bezdomnych, ale próba ich wciągnięcia w krąg normalnego społeczeństwa. - Hotspot to dla nich szansa na opowiedzenie swojej historii - mówił. Choć firma podkreśla, że wszystkie pieniądze zarobione przez bezdomnych będą mogli sobie oni zatrzymać i że nie czerpie z projektu żadnej bezpośredniej korzyści finansowej, to oczywiście robi sobie w ten sposób reklamę. Czy dobrą?
Pozytywnie o samym projekcie wypowiadał się w każdym razie Mitchell Gibbs, dyrektor ds. rozwoju we Front Steps, schronisku, w którym zamieszkują bezdomni, którzy wzięli udział w projekcie. - To szansa na zatrudnienie, niezależnie od kogo wychodzi oferta - powiedział.
Z podobnego założenia wychodzi też większość bezdomnych. Jeden z nich - 54-letni Clarence, który stracił dom po przejściu przez Nowy Orlean huraganu Katrina - stwierdził: - Wszyscy uważają, że dostaję twardym końcem kija, ale ja sam tak nie myślę. Kocham rozmawiać z ludźmi, a to jest praca. Uczciwy dzień pracy i płaca - powiedział "New York Timesowi".
Źródło: "New York Times", bbh-labs.com