Bankowcy już dawno przestali czekać na nowych klientów tylko w marmurowych oddziałach - pisze "Gazeta Wyborcza". Dotąd jednak głównym polem bitwy o chętnych na kredyty, konta i karty były przede wszystkim wielkopowierzchniowe sklepy. Teraz czas na telefoniczny "atak".
Stworzony zaledwie trzy i pół roku temu Eurobank zdobył pół miliona klientów, stawiając jako pierwszy plastikowe stoiska bezpośrednio w hipermarketach i galeriach handlowych. Lukas właśnie na oferowanych bezpośrednio w sklepach szybkich kredytach ratalnych zbudował potęgę jednego z największych pożyczkodawców. Niewielki Cetelem zaś dzięki współpracy ze sklepami wszedł do elity największych wystawców kart kredytowych (wydał ich już ponad milion).
Jednak dziś konkurencja bankowców w sieciach handlowych jest już tak duża, że pozyskiwanie tam klientów jest coraz trudniejsze, a przede wszystkim bardziej kosztowne. Dlatego bankowcy szukają nowych sposobów na dotarcie do masowego klienta.
"Halo, może kartę...?"
Sieci komórkowe to dla nich wymarzony partner. Przede wszystkim dlatego, że za pośrednictwem operatora komórkowego mogą dotrzeć nawet do tych klientów, którzy nie mają ani konta bankowego, ani kredytu.
O ile bowiem liczba kont osobistych w Polsce ledwie sięga 17 mln (i nie rośnie), o tyle telefonów komórkowych jest już więcej niż Polaków. Największy polski detalista - PKO BP - ma pięć mln klientów, a najwięksi gracze na rynku telefonii mobilnej chwalą się już ponad 13-milionową rzeszą użytkowników.
Na początek banki chcą ich klientom wcisnąć do kieszeni jak najwięcej kart płatniczych, głównie kredytówek. Oprocentowanie kart kredytowych oferowanych klientom telekomów nie odbiega od warunków, które banki proponują innym klientom - waha się od 15,9 do 21,9 proc. Z punktu widzenia abonenta zaletą jest głównie to, że karta sama wpada mu do kieszeni, a nie jej cena.
Z szacunków "Gazety" wynika, że dzięki współpracy z operatorami banki pozyskały już kilkadziesiąt tysięcy nowych klientów. Sami bankowcy niechętnie dzielą się informacjami o liczbie klientów, których pozyskały dzięki umowom z operatorami.
Rąbka tajemnicy uchyla Jacek Kalinowski, rzecznik Grupy TP. - W programach Visa Orange prowadzonych z BZWBK i mBankiem z oferty skorzystało ponad 30 tys. osób - mówi.
Mamy cię!
Z punktu widzenia banku nie do przecenienia jest to, że "dostaje" się klientów już pieczołowicie wyselekcjonowanych przez operatora. Michał Macierzyński, ekspert portalu Bankier.pl, tłumaczy: - To grupa osób, które co miesiąc płacą rachunki konkretnej wysokości. Co prawda bank nie ma wglądu do danych osobowych użytkowników sieci komórkowych, ale z pewnością zna średnią wysokość rachunku u operatora. Wie też, oferując kartę, czy dany klient jest rzetelny i płaci rachunki na czas.
Norbert Jeziolowicz ze Związku Banków Polskich potwierdza: - Jeśli bank jasno określi, do kogo chce dotrzeć, a operator ma odpowiedni przekrój klientów, to sukces dla obu stron jest murowany.
- Opracowaliśmy wspólnie z operatorem unikatowy model przyznawania kart. Zdolność kredytowa liczona jest na podstawie wysokości rachunków telefonicznych - mówi Magda Ossowska z mBanku.
Banki nie ukrywają, że celem współpracy z sieciami komórkowymi jest złowienie klienta na dłużej, a nie tylko włożenie mu do kieszeni np. karty kredytowej. - Gdy klient sieci komórkowej zdecyduje się na kartę, staje się klientem banku. Możemy mu wtedy zaoferować inne usługi, np. możliwość rozłożenia wybranych transakcji na raty - przekonuje Waldemar Jarek z Citi Handlowego.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24