Blady strach padł na inwestorów po tym jak szef Gazpromu obwieścił, że cena baryłki ropy osiągnie niebawem 250 dolarów. Tymczasem szef brytyjskiego BP uspokaja: - Apokaliptyczne przewidywania prezesa Gazpromu się nie ziszczą.
- Dziś jesteśmy świadkami dramatycznego wzrostu cen paliw. Cena dochodzi do dotąd niespotykanego poziomu. W perspektywie może ona dojść do 250 dolarów za baryłkę - powiedział szef rosyjskiego koncernu Gazprom Aleksiej Miller podczas konferencji prasowej na kongresie europejskiego biznesu w Deauville na północy Francji. Według specjalistów prognoza Millera dotyczy przyszłego roku. Szef Gazpromu dodał, że na rynki naftowe "poważny wpływ miały operacje spekulacyjne", lecz "wpływ ten nie był decydujący".
Wypowiedzi Millera nastąpiły w momencie, gdy cena baryłki na światowych rynkach wynosi 134 dolary, kilka dolarów niżej niż rekordowa cena zanotowana w ubiegłym tygodniu. Miller przypomniał, że jego koncern sprzedaje gaz w Europie po 410 dolarów za 1000 metrów sześciennych, a nie - jak zakładano - po 400 dolarów. Ceny gazu w Europie są ustalane w długoterminowych kontraktach i są powiązane z ceną ropy.
Brak nam paliwa
Tymczasem szef brytyjskiego koncernu naftowego BP Peter Sutherland odrzucił w środę "apokaliptyczne" przewidywania prezesa rosyjskiego Gazpromu. Zaznaczył, że w średniej perspektywie nie będzie problemu z dostawami paliw kopalnych, choć istnieje potrzeba większych inwestycji w ich eksploatację. - Osobiście nie wierzę w co bardziej apokaliptyczne wizje - powiedział Sutherland, pytany o przewidywania prezesa Gazpromu Aleksieja Millera. - Nie sądzę, żeby czekał nas wzrost do 250 dol. za baryłkę - dodał. W środę ceny ropy wynosiły w Azji nieco ponad 132 dol. za baryłkę.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24