W policji jest odgórna presja na karanie mandatami i odchodzenie od pouczeń – miał publicznie przyznać jeden z komendantów powiatowych. Policja oficjalnie zaprzecza i mówi, że wypowiedź została wyrwana z kontekstu. Podkreśla też, że w tym roku wystawi mniej mandatów niż w latach poprzednich.
Komendant powiatowy policji w Oleśnicy inspektor Robert Wodejko byłby pierwszym oficerem, który publicznie potwierdził istnienie odgórnych zaleceń, aby możliwie najczęściej karać za wykroczenia mandatami, a możliwie jak najmniej pouczać sprawców. Byłby, gdyby jego wypowiedź nie została zdementowana jako "wyjęta z kontekstu".
"Pouczeniami porządku się nie zrobi"
Inspektor Wodejko składał sprawozdanie z działalności podległej sobie jednostki na sesji Rady Miejskiej Oleśnicy 25 listopada. Poinformował, że w ciągu dziewięciu miesięcy tego roku oleśnicka policja nałożyła o 2087 mandatów więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, co stanowi znaczący wzrost, bo aż o około 25 procent.
Według miejscowego internetowego serwisu informacyjnego MojaOlesnica.pl ten wzrost liczby mandatów komendant uzasadnił słowami:
"Pouczeń będzie mniej i ten trend będzie malał. Są zalecenia odgórne, że pouczeniami, zaleceniami porządku się nie zrobi."
O słowa powiatowego komendanta policji o "odgórnych zaleceniach" zapytaliśmy w Komendzie Głównej. Rzecznik szefa polskiej policji mł. insp. Mariusz Ciarka stanowczo dementuje te rewelacje.
- Jeżeli jakiś przełożony wymaga od policjantów, aby wystawiali jak najwięcej mandatów, bo takie są odgórne zalecenia, to wprowadza tych policjantów w błąd - stanowczo oświadczył insp. Ciarka w rozmowie z tvn24.pl.
Oficer prasowa tłumaczy myśl komendanta
Także Komenda Powiatowa w Oleśnicy wypowiada się w takim tonie. Dziś wydała komunikat, w którym stwierdziła że słowa komendanta Wodejki zostały "wyjęte z kontekstu podczas omawiania w szerszym zakresie obszaru dotyczącego bezpieczeństwa w ruchu drogowym".
Na czym polegało wyjęcie z kontekstu słów komendanta z Oleśnicy? Zainteresowany nie wypowiada się w tej sprawie. Jego oficer prasowa st. sierż. Aleksandra Pieprzycka tłumaczy, że kontekst jest następujący: wzrost liczby wystawionych mandatów w powiecie oleśnickim wynika z odgórnych zaleceń tylko pośrednio.
- Odgórnie narzucane są ogólne kierunki działań, jednak ich realizacja należy już do nas. Jeżeli wykonujemy polecenie o konieczności zwiększenia liczby patroli, to naturalną konsekwencją jest wzrost liczby ujawnionych wykroczeń. Nie ma jednak presji z góry, żeby było konkretnie więcej mandatów. Policjant za każdym razem indywidualnie ocenia, który czyn zasługuje na grzywnę, a który na pouczenie - tłumaczy sierż. Pieprzycka.
Presja na mandaty?
W przestrzeni publicznej od czasu do czasu pojawiają się doniesienia, według których na policjantów wywierana jest presja przez przełożonych, żeby nakładali jak najwięcej mandatów.
Pod koniec 2012 roku szerokim echem odbił się założony z góry na cały rok 2013 plan rządu, aby ściągnąć z kierowców w postaci mandatów 1,5 miliarda złotych przy jednoczesnym zwiększeniu liczby fotoradarów. Po ujawnieniu tego faktu ministrowie zaczęli zapewniać, że chodzi o bezpieczeństwo, a nie o pieniądze. Ostatecznie rząd pogodził się z tym, że plan nie został wykonany.
Trzy lata temu "Gazeta Pomorska" opublikowała nagranie, w którym naczelnik drogówki z Torunia w wulgarnych słowach wyznaczał podwładnym limity, ile mają dziennie wystawić mandatów. Po ujawnieniu tego nagrania naczelnik zrezygnował ze służby.
W tym roku zaś, 16 listopada, został opublikowany raport NIK o działaniach policji na rzecz bezpieczeństwa pieszych. W dokumencie tym znalazło się stwierdzenie, że "większość ankietowanych policjantów pionu ruchu drogowego [twierdzi, że] liczba wystawionych mandatów ma wpływ na ocenę pełnionej służby przez przełożonych (tj. w myśl zasady im więcej, tym lepiej)".
Policja: nie ma limitów mandatów, które trzeba wykonać
- Ani Komenda Główna Policji, ani Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji nie wydało żadnej odgórnej instrukcji ani minimalnych limitów mandatów, jakie mają wystawiać policjanci - zapewnia rzecznik KGP Mariusz Ciarka. - Co najmniej równie ważne jak karanie jest zapobieganie wykroczeniom i uświadamianie zagrożeń uczestnikom ruchu drogowego. Nie znaczy to jednak, że policjanci będą pobłażać sprawcom wykroczeń, którzy stworzyli zagrożenie na drodze, albo wręcz doprowadzili do kolizji. Oni będą karani bez żadnego pobłażania - dodaje.
Na poparcie swych słów rzecznik KGP podaje liczby. O ile w 2014 i 2015 roku liczba mandatów wystawionych przez policję wynosiła około 5 milionów rocznie, o tyle w tym roku Komenda Główna szacuje, że mandatów tych będzie między 4 a 5 mln, ale na pewno poniżej pięciu.
Zieliński: dużo mandatów to mało wypadków
Jednak mimo zapewnień rzecznika KGP, że represyjna polityka wobec sprawców wykroczeń nie jest celem policji, to nadzorujący policję wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński udowadniał niedawno posłom, że karanie ma sens, bo im większa liczba mandatów, tym mniej notuje się wypadków.
Chodziło o przechodzenie na czerwonym świetle. Trzech posłów z klubu Kukiz '15 sugerowało rządowi, że pieszy, o ile nie stwarza zagrożenia, powinien móc bezkarnie przechodzić przez jezdnię na czerwonym świetle. Wiceminister Jarosław Zieliński poinformował posłów, że są w błędzie.
"Istnieje wyraźna korelacja między liczbą mandatów karnych nakładanych na pieszych wchodzących na jezdnię przy czerwonym świetle a liczbą wypadków drogowych spowodowanych przez nich w takich okolicznościach" - dowodził wiceminister Zieliński i przedstawił zestawienie pokazujące, że liczba mandatów za przechodzenie na czerwonym świetle od pięciu lat stale rośnie, zaś liczba wypadków konsekwentnie maleje.
Mniejsze plany w budżecie
Co ciekawe, mimo że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji dostrzega korzystny wpływ wzrostu liczby mandatów na zmniejszanie się liczby wypadków, to Ministerstwo Finansów planuje w przyszłym roku znaczący spadek dochodów z kar płaconych przez uczestników ruchu drogowego - choć trzeba podkreślić, że nie chodzi tu jedynie o sprawy związane z przechodzeniem na czerwonym świetle.
O ile w tym roku mandaty mają przynieść państwu dochody w wysokości 680 mln zł, o tyle w przyszłym - zaledwie 500 milionów. Przy czym, jak zaznacza wiceminister finansów Hanna Majszczyk, jest to prognoza, a nie plan, który koniecznie trzeba wykonać.
"Faktyczna realizacja dochodów (...) nie jest determinowana i wyznaczana planem, ale zdarzeniami, które muszą zaistnieć i które wynikają z odrębnych podstaw prawnych" - czytamy w piśmie wiceminister Majszczyk.
Autor: jp/bgr / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24