W Polsce poziomy płacy minimalnej przesunięto tak wysoko, że ponad jedna czwarta etatowych pracowników zarabiać będzie w 2024 roku najniższą krajową - powiedział w rozmowie z TVN24 Biznes Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. - Jest to ewenement na skalę światową - ocenił.
Od stycznia 2024 roku minimalne wynagrodzenie na umowie o pracę będzie wynosiło 4242 złote, a od lipca wzrośnie do 4300 złotych brutto. W połowie września rząd przyjął rozporządzenie w tej sprawie. Od 1 lipca 2023 roku płaca minimalna wynosi 3600 zł brutto.
Jak wcześniej zwrócili uwagę ekonomiści PKO BP, według danych resortu pracy wzrost płacy minimalnej docelowo do 4300 PLN obejmie 3,6 mln pracowników etatowych. Jeszcze trzy lata temu to było 1,5 mln osób.
Płaca minimalna w Polsce i "ewenement na skalę światową"
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, zauważył w mediach społecznościowych, że w 2024 roku płacę minimalną będzie w Polsce zarabiać aż 27 proc. osób zatrudnionych na etacie (3,6 miliona z 13,5 miliona).
Jak dodał, jeśli chodzi o inne kraje, "nawet 10 proc. to rzadkość".
W rozmowie z TVN24 Biznes wytłumaczył, że "jest to ewenement na skalę światową, bo płaca minimalna zarabiana jest przez relatywnie niewielki odsetek pracowników".
- W Stanach Zjednoczonych jest to około dwa procent, a w Europie sześć do siedmiu procent. Natomiast w Polsce poziomy przesunięto tak wysoko, że ponad jedna czwarta Polaków zarabiać będzie w 2024 roku płacę minimalną - wskazał.
Jakie to ma odbicie w rzeczywistości? - Łatwo to pokazać w sferze budżetowej, gdzie płace rosną dużo wolniej niż najniższa krajowa. W tym roku płaca minimalna rośnie 19,6 procent, a pensje w sferze budżetowej rosną 7,8 procent - stwierdził Kamil Sobolewski.
Jak dodał, jeszcze kilka lat temu praktykant w urzędzie skarbowym mógł zarabiać 1,6 tysiąca złotych, osoba z dwuletnim doświadczeniem 1,9 tys. zł, a kierownik zespołu 2,8 tys. zł. - Od tamtej pory płaca minimalna zagalopowała się do 3,6 tysiąca złotych, a w przyszłym roku wzrośnie do 4,3 tysiąca złotych. To oznacza, że osoby, które mają dużo mniejsze kompetencje, nie kształciły się dodatkowo, nie robiły kursów, nie mają studiów specjalistycznych, nie wzięły odpowiedzialności za budżet, za ludzi, za wyniki, zaczynają zarabiać niemalże tyle samo, co kadra kierownicza - wyjaśnił ekonomista.
Jego zdaniem za sprawą szybkich podwyżek płacy minimalnej następuje spłaszczenie wynagrodzeń, przy którym osoby o wyższych kompetencjach w coraz większej liczbie zawodów zaczynają sobie zadawać pytanie: po co mi to było? - Po co dodatkowe lata studiów, kursy, znajomość języków obcych, skoro i tak zarabiam dwieście złotych więcej od tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z pracą? - stwierdził.
Kamil Sobolewski dodał, że taka sytuacja rodzi ryzyko emigracji z kraju za pracą niektórych grup osób, zwiększa prawdopodobieństwo pracy na czarno, zwolnień osób o niższych kwalifikacjach, ale także podnosi inflację. - Polska będzie miała dziewiątą najwyższa płacę minimalną w Unii Europejskiej. Prześcigniemy wszystkie kraje regionu, które są bogatsze. Płaca minimalna w Polsce osiągnie w przyszłym roku 53 procent średniej płacy. Nie znam kraju, gdzie płaca minimalna jest wyższa niż te 53 procent - stwierdził.
Czytaj też: Premier się chwali, firmy zapłacą. "Koszmar"
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Grand Warszawski/Shutterstock