Sytuacja powodziowa w części południowo-zachodniej Polski jest bardzo trudna. Giną ludzie, woda zalewa miasta i domy. Zarządzono wiele ewakuacji. Ekohydrolożka Iwona Wagner próbowała na antenie TVN24 odpowiedzieć na pytanie, co doprowadziło do tak tragicznych skutków tego kataklizmu.
Część południowego zachodu Polski od kilku dni zmaga się ze skutkami nawalnych opadów deszczu, wywołanych przez niż genueński Boris. Sytuacja powodziowa jest bardzo trudna. Są ofiary śmiertelne, woda zalewa miasta, niszczy domy, pękają tamy. Na wielu stacjach hydrologicznych polskich rzek notowane są stany alarmowe wody. Pojawiają się pytania o to, co sprawiło, że skutki obecnego kataklizmu są tak tragiczne.
- W dużej mierze sami to sobie zrobiliśmy. Ten problem jest oczywiście wielowątkowy, trudno jednoznacznie powiedzieć o bardzo konkretnych przyczynach tego, co się dzieje w tej chwili. Mamy do czynienia z kryzysem klimatycznym - mówiła w poniedziałek na antenie TVN24 doktor habilitowana Iwona Wagner, ekohydrolożka z Katedry UNESCO Ekohydrologii i Ekologii Stosowanej przy Uniwersytecie Łódzkim. - Myślę, że może to dramatyczne wydarzenie w końcu nam pozwoli wyjść z takiej iluzji, że zmiany klimatu są nieistotne albo że jakoś damy sobie radę. Nie, kryzys klimatyczny się nasila. Nic nie robimy w tym kierunku albo robimy dużo za wolno, żeby ten kryzys powstrzymywać - dodała.
Degradacja środowiska
Ekohydrolożka podkreśliła, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat bardzo beztrosko traktowaliśmy środowisko - przez wycinkę lasów, betonowanie miast. Doprowadziliśmy do tak dużej degradacji krajobrazu, że przestał on pełnić swoją funkcję, jaką jest regulacja krążenia wody w przyrodzie.
Jak zauważyła ekspertka, obserwujemy nałożenie się na siebie dwóch czynników: cieplejszego klimatu, który prowadzi do ekstremalnych zjawisk pogodowych oraz krajobrazu, który nie jest w stanie poradzić sobie z takimi sytuacjami, jakie obecnie obserwujemy na południowym zachodzie kraju.
Jak Polska poradziła sobie z przygotowaniami
Od czasu powodzi w 1997 roku w wielu regionach postawiono na budowę infrastruktury, zbiorników retencyjnych, które miały chronić nas przed powtórką tamtych tragicznych wydarzeń, które wielu z nas pamięta do dzisiaj.
Jak Polska zmieniła się od historycznej powodzi z 1997 roku?
- Sześć krajów, w tym Polska, nie poparło wprowadzenia rozporządzenia Nature Restoration Law - mówiła Iwona Wagner. NRL dotyczy odbudowy ekosystemów (lasów, rzek, mórz, torfowisk). - To w jakiś sposób pokazuje, jak myślimy o środowisku i jego roli w kształtowaniu naszego bezpieczeństwa ekologicznego - wyjaśniła.
- Szara infrastruktura techniczna na rzekach [zapory wodne, stacje uzdatniania wody - red.] to ostatnia deska ratunku. Ona działa w momencie, kiedy wodę już mamy w korycie rzeki, w jej dolinie, ona płynie z bardzo dużą prędkością, robiąc ogromne szkody. Ta infrastruktura jest bardzo potrzebna, zwłaszcza tego typu jak zbiornik Racibórz, który jest dużym, rozległym o ogromnej pojemności. To naprawdę dobre rozwiązanie - mówiła Wagner.
Gdzie leży problem
Jak dodała, problemu powodzi nie rozwiązuje się jednak w rzece, a w całej zlewni, czyli tam, gdzie woda spływa.
- Po to jest właśnie to rozporządzenie o odnowie zasobów przyrodniczych. To ono pozwala wdrażać rozwiązania takie jak zalesianie, które powstrzymuje opad tam, gdzie on wpada, odtwarzanie terenów bagiennych, czyli gąbki na wodę - tłumaczyła ekspertka.
Zwróciła też uwagę na proces renaturyzacji rzek, czyli w obszarze spływu wody. Jej zdaniem w tych miejscach infrastruktury hydrotechnicznej powinno być jak najmniej, bo ta pod naporem wody pęka, ale problemem jest także infrastruktura mieszkalna, drogowa.
- Dosyć beztrosko budujemy tam, gdzie budować nie powinniśmy. Ostatnie lata przyniosły takie negatywne zdarzenia, które doprowadziły do wydania decyzji o zabudowie stref, w których ludzie mieszkać nie powinni - przyznała gościni TVN24.
Źródło: TVN24, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Sławek Pabian