Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe od samego rana ćwiczy akcje wyławiania ludzi spod lodu. Poszkodowanych jest coraz więcej. Tylko w minionych dniach na skutek lekkomyślnego ślizgania się po lodzie zginęło 11 osób.
Wraz ze wzrostem temperatury wzrasta niebezpieczeństwo wypadków amatorów lodowych przejażdżek i spacerów. Pokrywa lodowa robi się coraz cieńsza i łatwiej wpaść do wody. Co więcej błyszczącą taflę przykryła świeża warstwa śniegu, która daje złudne uczucie stabilnego gruntu.
- Lód jest kruchy. Nie ma szans, żeby zwłaszcza przy morskm brzegu był całkowicie zamarznięty - mówi Kazimierz Zalewski z sopockiego WOPR-u.
Jak ratuje WOPR
Jeśli poszkodowany jest przytomny, do wyciągnięcia go na brzeg używa się deski lub koła ratunkowego. Natomiast gdy osoba jest nieprzytomna, ratownik zapina jej specjalne pasy, za pomocą których holuje na brzeg. Często dochodzi do współpracy ze strażakami, którzy dysponują saniami lodowymi, na które ładuje się poszkodowanego.
Mało czasu na pomoc
Przy ok. -10 st. C przeciętny spacerowicz, który wpadnie do wody o temperaturze od 0 do 2 st. C, jest w stanie wytrzymać w niej maksymalnie 15 minut. Przy niższych wartościach ten czas skraca się do kilku minut.
- W tym roku wyjeżdżamy na akcje średnio raz w tygodniu. Tafla nie jest tak gruba i tym samym tak bezpieczna, jak rok temu - mówi Adam Hałasa, rzecznik prasowy sopockich strażaków.
Autor: mm/ŁUD / Źródło: tvn24