"Koniec świata nadchodzi" - piszą internauci po każdym spektakularnym kataklizmie. Nic się nie kończy, ale jest naukowe uzasadnienie dla tej publicznej paniki - odpowiadają badacze.
Wiatr zrywający dachy czy woda wlewająca się do domów zmuszają ludzi do tego, by zaczynali życie praktycznie od zera, pozbawia ich dobytku i zagraża ich bliskim. Dla nich faktycznie jest to, w wymiarze osobistym, koniec świata.
Dlaczego jednak w takich chwilach wielu ludziom wydaje się, że nadeszły dla całej Ziemi dni ostateczne? Czemu katastrofa w nawet najodleglejszym zakątku staje się argumentem na to, że świat się kończy?
Liczba klęsk żywiołowych w ostatnim czasie nieznacznie wzrosła w skali globalnej - przyznają Jennifer Leaning i Debarati Guha Sapir w artykule opublikowanym w "New England Journal of Medicine" - ale nie tak bardzo, jak wskazywałyby na to nastroje ludzi.
Syndrom podłego świata
Przeświadczenie, że świat się kończy, towarzyszy ludziom od wieków. W 1970 roku węgierski profesor George Gebner przeprowadził badania behawiorystyczne nad źródłem tego lęku.
"Syndromem podłego świata" nazwał fałszywe - jak udowadniał - poczucie Amerykanów, że świat staje się coraz bardziej niebezpieczny, i to wbrew statystykom.
Nie dotyczy to tylko klęsk żywiołowych. Przykładowo: badania przeprowadzone w 2015 roku przez Catherine Bradshaw wykazują, że skala znęcania się jednych uczniów nad innymi w szkołach spadła z 28 procent w roku 2005 do 13 procent dziesięć lat później. Mimo to amerykańscy rodzice są zdania, że zjawisko szkolnej przemocy jest coraz powszechniejsze.
- Kluczowe jest to, jak odbieramy powszechność jakiegoś zjawiska - stwierdziła badaczka. Dowodziła, że gdy pewna narracja wydaje nam się mało prawdopodobna i przeczy naszemu poczuciu tego "jak jest naprawdę", racjonalne myślenie może być zastępowane zabobonami lub paniką.
Pułapki pamięci
Katastrofy naturalne doskonale wpisują się w "syndrom podłego świata".
W latach 90. psychologowie odkryli zjawisko, że najłatwiej jest nam przywołać te wspomnienia, za którymi idzie największy ładunek emocjonalny lub które wydają nam się szczególnie wyjątkowe.
Ten fenomen tłumaczy, czemu ludziom bardziej prawdopodobna wydaje się katastrofa samolotu niż nieudana operacja plastyczna, choć statystyki wskazują, że drugie z tych nieszczęść przydarza się częściej.
Ten sam mechanizm pozwala wytłumaczyć, dlaczego łatwiej jest odtworzyć w pamięci obrazy zalanych przez kataklizm ulic i zburzonych budynków - nawet jeśli dramat przydarza się obcym ludziom daleko stąd - niż przedwczorajszą listę własnych zakupów.
Otoczeni przez relacje z kataklizmów
Gdy gdzieś na świecie atakuje potężny żywioł, w mediach społecznościowych i w serwisach informacyjnych dominują zdjęcia zniszczeń i ludzkich dramatów. To może wywoływać wrażenie, że w danym czasie na świecie tylko takie rzeczy się dzieją.
Otaczające nas relacje z nieszczęść zajmują naszą uwagę i potęgują przekonanie, że czeka nas apokalipsa. Gdy jednak przyjrzeć się suchym danym okazuje się, że klęski żywiołowe są w gruncie rzeczy rzadkie i w wielu przypadkach możliwe do przewidzenia.
Przyznanie, że za katastroficzne nastroje odpowiada "syndrom podłego świata" wcale nie oznacza, że świat jest bezpieczny. To jedynie pokazuje, że nie jest aż tak niebezpieczny, jak ludziom się wydaje - przekonują badacze.
Autor: sj,AP/rzw / Źródło: sciencealert.com
Źródło zdjęcia głównego: Visualhunt (CC BY-SA 1.0)