Na tę noc czekali wszyscy pasjonaci astronomii. W nocy z soboty na niedzielę można było oglądać perseidy, czyli tak zwane spadające gwiazdy. Niestety, w tym roku na niekorzyść oglądających działała pogoda. W wielu miejscach niebo było zachmurzone.
Nawet 120 "spadających gwiazd" na godzinę można było zaobserwować podczas nocy z 12 na 13 sierpnia. Wspólne oglądanie zorganizowało między innymi Centrum Nauki Kopernik w Warszawie i łódzkie Planetarium EC1. W Warszawie wyłączono światła na trzech mostach i iluminację Stadionu Narodowego, aby lepiej można było obserwować to zjawisko.
- Ludzie lubią być w pewnych sytuacjach razem i oglądanie spadających gwiazd do nich należy - mówiła Katarzyna Nowicka, rzecznik prasowy CNK. Dodawała, że co roku wspólne oglądanie cieszy się dużą popularnością, "przychodzą młodzi, z dziećmi, starsi, z psami".
Podniebni obserwatorzy
W tym roku, mimo dużego zachmurzenia, w Centrum Nauki Kopernik frekwencja dopisała. Niestety to nie był dobry moment, by zobaczyć je w stolicy. Perseidów nie było widać, bo niebo zasłoniły chmury.
- Co roku, jak są spadające gwiazdy, myślę o marzeniach i co roku zastanawiam się, ile tych marzeń jest spełnionych. I one się spełniają, więc co roku przychodzę. Zawsze, gdy nawet nie ma takiego momentu, a jest ta noc i widzę spadającą gwiazdę myślę o marzeniach - mówiła jedna z obserwatorek z CNK. Inna kobieta dodała, że swoją pierwszą gwiazdę dostrzegła całkiem niedawno i to w szczerym polu.
Jak powstają
"Spadające gwiazdy" to inaczej meteory, czyli ślady przejścia w atmosferze po drobnych ciałach kosmicznych, nazywanych meteoroidami. Taką nazwę noszą one wtedy, kiedy poruszają się przez Układ Słoneczny. Są to pozostałości po kometach bądź asteroidach w postaci okruchów i ziarenek, często milimetrowej wielkości. Kiedy te wpadną do atmosfery ziemskiej – z prędkościami rzędu kilkudziesięciu kilometrów na sekundę – parują gwałtownie, kreśląc przy tym na niebie jasny ślad, czyli właśnie meteor. Żeby okruch zostawił po sobie widoczny ślad na niebie, wystarczy, że ma masę ok. 1 grama, ale z obserwacji radiowych wiadomo, że w atmosferę naszej planety wpadają i mniejsze.
- Meteory wlatując z dużą prędkością w atmosferę ziemską momentalnie rozgrzewają się do tysięcy stopni Celsjusza i płoną. Dają błysk jasnego światła przez bardzo krótki czas. Im mniejszy obiekt, tym słabiej widoczny i tym szybciej ulega całkowitemu spaleniu - wyjaśnił astronom i szef Planetarium EC1 Tomasz Kisiel.
- I trzeba przygotować się na co najmniej godzinę, dwie godziny obserwacji. Wtedy jest szansa, że po pierwsze oczy przyzwyczają się porządnie do ciemności i będziemy dostrzegali te najsłabsze meteory, ale również ten okres daje szanse na zaobserwowanie wielu zjawisk - wyjaśnił ekspert.
Na Kontakt 24 otrzymaliśmy Wasze zdjęcia z tej magicznej nocy:
Autor: //aw / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: GrupaMT_pl/Kontakt 24