Amerykańscy naukowcy odkryli, w jaki sposób rozprzestrzeniają się wirusy na pokładzie samolotu. Uwzględnili szereg chorób, od Eboli po grypę.
Podróż samolotem to jeden z najszybszych sposobów przewożenia zarówno ludzi, jak i szkodliwych chorób, które ze sobą zabrali. Po latach eksperymentów i analiz, naukowcy wypracowali optymalną metodę zapobiegania niebezpieczeństwom wspólnej podróży. Dotyczy to zarówno grypy, jak i wirusa Eboli.
Choroby łapane w locie
Podczas powrotu z zasłużonego urlopu o tym, czy się zarazimy, decyduje szereg czynników: układ kabiny, jakość powietrza, długość lotu, czas oczekiwania w kolejkach - i tym podobne. Ryzyko zmienia się też w zależności od samego wirusa, jednak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kto na pokładzie jest bądź nie jest czymś zarażony.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), mimo tego, że 50 procent powietrza w samolotach podlega przetworzeniu, wpierw przechodzi przez złożoną sieć filtrów, której celem jest powstrzymanie wszelkich patogenów: bakterii, grzybów i wirusów.
Pomimo tych środków bezpieczeństwa, to właśnie przedłużający się kontakt z potencjalnie zrażonymi osobami sprawia, że podróż samolotem jest tak ryzykowna. Według naukowców z Uniwersytetu Stanu Arizona, kluczowe znaczenie może mieć rozmieszczenie ludzi w samolocie oraz sposób ich kwaterowania.
- Istnieje szereg dowodów na to, że linie komercyjne znacznie ułatwiają przenoszenie się chorób takich, jak grypa, SARS, gruźlica i odra - stwierdził jeden z badaczy w oficjalnym raporcie.
Epidemia na pokładzie
W dzisiejszych czasach samo siedzenie obok osoby z grypą nie gwarantuje, że sami ją złapiemy. Prawdopodobieństwo zarażenia zależy od bardzo wielu czynników, a matematycy starają się je oszacować z użyciem teorii i wzorów stochastycznych.
Stochastyczne modele zarażeń tworzono z myślą, by uwzględniały wszystkie potencjalne zmienne. Naukowcy są zdania, że kluczowe jest zrozumienie tak zwanej "dynamiki przechodnia" - tras, którymi poruszają się pasażerowie podczas odprawy, a także strategii, w zgodzie z którymi zajmują miejsca i przemieszczają się po pokładzie.
Ta dynamika już wcześniej została gruntownie badana, ale jej celem była wówczas jej optymalizacja: jak sprawić, by czas odprawy oraz lotu skrócić możliwie najbardziej.
Badacze stworzyli hipotetyczny model zarażenia wirusem Ebola, aby zobaczyć, jak wygląda tempo oraz skala zarażenia przy zastosowaniu odmiennych strategii przemieszczania (się) pasażerów.
- Założyliśmy, że tylko jedna osoba na pokładzie jest zarażona wirusem - uzgodnili badacze w swoim raporcie. - Bierzemy pod uwagę każde miejsce, które może zając w samolocie - dodają.
Przepisy (nie)bezpieczeństwa
Badacze, z myślą o zastosowaniu uzyskanych danych, zadali sobie następujące pytanie: jak najlepiej usadowić pasażerów, jeżeli chcemy zminimalizować liczbę zarażonych wirusem?
O dziwo, firmy przewozowe stosują błędną strategię umieszczania pasażerów kolejno w trzech sekcjach - na przedzie, tyle i w środku - co niepotrzebnie zwiększa ryzyko. Według naukowców, najlepszą strategią jest podział pokładu na dwie części przeznaczone dla pasażerów, a następnie zupełnie losowe rozmieszczanie ich w obrębie tych stref. To zmniejsza szansę zakażenia z 67 procent z modelu trzech sekcji, do jedynie 40 procent.
Badacze doszli też do wniosku, że korzystanie z niewielkich samolotów - z nie więcej niż 150 miejscami - także zmniejsza ryzyko infekcji. Wirus ma mniejszy zasięg, mniej czasu i mniej osób do "wyboru". To jednak nie koniec rewelacji.
- Korzystanie z mniejszych samolotów jest znacznie skuteczniejsze niż całkowity zakaz lotów - stwierdza Anuj Mubayi z Uniwersytetu Stanu Arizona.
Badacze przygotowali wiele zróżnicowanych modeli, które uwzględniają szereg różnych chorób, które możemy złapać w samolocie - od gruźlicy po zwykłe przeziębienie.
Jedyne, co muszą teraz zrobić, to przekonać wielkie firmy lotnicze, by wzięły ich raport na poważnie. Czy im się uda?
Autor: sj/tw / Źródło: AccuWeather