"Mrok spowijał Arktykę, byliśmy odcięci od świata, a pogoda płatała nam figle" - tak o minionej zimie piszą polscy polarnicy ze Stacji Badawczej Hornsund. Mimo, iż na Spitsbergenie jedną trzecią roku spowijają ciemności, wszystko wynagradzają niezwykłe zorze polarne.
"Zima to zdaniem wielu wyzwanie tylko dla wytrwałych" - pisze w swojej relacji przebywający w Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie Adam Nawrot. "W prawdzie już się skończyła, a ciemna noc, jaką znamy z Polski, odeszła od nas na dobre, jednak postanowiłem napisać kilka słów o czasie gdy mrok spowijał Arktykę, gdy byliśmy odcięci od świata, a pogoda płatała nam figle".
106 dni różnych odcieni szarości
Jak pisze, w Hornsundzie noc polarna trwa od 29 października do 12 lutego, czyli aż 106 dni.
"Dla wielu osób określenie noc polarna kojarzy się z nieprzeniknionymi ciemnościami, z najczarniejszą nocą jaką można sobie wyobrazić. W rzeczywistości okres, gdy Słońce chowa się za horyzontem, to z początku czas różnych poziomów szarości występujących w ciągu dnia. Naprawdę ciemne dni i noce występują w grudniu i styczniu" - opowiada Nawrot.
Na Spitsbergenie jak w Polsce
Polski polarnik podkreśla, że wielu osobom zima w rejonach polarnych kojarzy się z ciemnością, mrozem, dużymi opadami śniegu i niemal pozbawionym życia lądem. Tymczasem w tym roku było zupełnie inaczej.
"Podczas naszego pobytu zima przypominała bardziej tą krajową, ciepłą, niż tą arktyczną, srogą. W grudniu, styczniu i lutym notowaliśmy temperatury powietrza dochodzące nawet do 4 st. C." - relacjonuje. "Opady deszczu skutecznie pozbawiły okolice śniegu, a gruba warstwa lodu utrudniała nam poruszanie się w terenie. Noc polarna sprzyja obserwowaniu zorzy polarnych (Aurora borealis), które rozświetlały niebo i dodawały magii temu miejscu".
Autor: ls/rs / Źródło: Kontakt Meteo